[Zwrotka 1] Dwadzieścia pięć lat temu słońce zielona łąka Robak siadł mi na łapie, patrz jaka ładna biedronka Zjadłem tę kurwę ku osłupieniu mamy Wtedy rozkminiła, że jestem jakiś niedojebany Lata mijały lecz krótko było beztrosko Z dziesięć lat młodszym bratem musiałem szybko dorosnąć Byłem chujowym wzorem, wciąż jestem chujowym wzorem I wstydzę się patrzeć w oczy mu kiedy zbijamy pionę W domu bywało różnie, zwykle chcesz czego nie masz Gdy wyprowadzałem się chciałem hajsu i zrozumienia Okazało się, że mogę sobie chcieć, ta Zanim zrozumiałem to minęło pięć lat W tym czasie wóda, wóda zapita wódą I nawet jak czasem się nie zjadło zwykle było grubo W dwa-zero-jeden-zero ważyłem sześć-zero Mało z siebie dawałem, bo nie dzieli się przez zero Pięć dla ekipy co była wtedy i jest teraz I nieważne kurwa czy jest przypał czy jest melanż Bez spin się nie obeszło, wiadomo, i to głupie Czasami od klepania po plecach lepszy kop w dupę Teraz o hajsie będzie mi tu gadał byle cieć Ja kiedyś by jakoś żyć musiałem stąd wylecieć Sprzedałem ulubione płyty by na bilet mieć Po roku nie przywiozłem prawie nic, kurwa mać Wtedy pomyślałem, że raper to super praca A z długopisem w ręku tu nie mam w ogóle kaca A kiedy piszę wersy to czuję się królem świata Od roku nie napisałem prawie nic, kurwa mać Jeśli się wypalam sam nie wiem co dalej zrobię Przecież nie gaśnie mi zapał i czuję że daję ogień Skoro jestem kotem to czemu mnie to zabija? Skurwysynu to moja 8 zielona mila Coraz rzadziej już wracam na stare śmieci Ziomki ze szkoły już praca i małe dzieci Ja jak się zapowiem to mama w oknie od rana A do domu przywożę niespełnione oczekiwania Z ojcem nie gadam prawie, choć tak naprawdę podobni Ja wysyłałem płytę do tłoczni, on matkę na odwyk Ze łzami w oczach chciałem ją stamtąd tak bardzo wyrwać Ale wygrała tę walkę, stąd ja wiem, że każdą wygram Nie chcę słyszeć ani słowa o pokorze Chcesz mi radzić? Oszczędź sobie upokorzeń Mimo, że mam może ze trzy powody, by żyć To nie mam żadnego, by umrzeć i dobrze mi z tym I tak zostanie, szukam patentu na szczęście Na szczęście nie muszę już przy tym patrzeć na resztę Nie dla wszystkich, ale dla mnie się dużo zmieniło Choć nienawiści nie zgubiłem to znalazłem miłość Wiem kochanie, że jest trudno ze mną, starać się nie przestaje I pierścionka nie ma tylko dlatego że jeszcze nie stać mnie Ale będzie, to mój czas, moje miejsce I ile bym nie zrobił dotychczas to mogę więcej Więc biorę w ręce papier no i piszę tracki Dziś tak się uzewnętrzniam, że sobie wypruwam flaki Otwieram się, kurwa, to dobra wróżba Budzę się do życia chociaż pora późna Pora pójść na przeciw przeciwnościom losu Przecież przebić przez nie mogę się tu przy pomocy głosu Przy pomocy bliskich osób albo przy pomocy ciosów Więc nie da się mnie powstrzymać, to wreszcie zrozum [Tekst i adnotacje - Genius Polska]