Już czwarty sezon puszczam karuzelę Ludzie czy wy wiecie co ja czuję Na twarzy wyglądam już trochę jak pomnik Żyć trzeba więc tak się pracuje Nie wiem jak długo w tym miejscu zostanę I gdzie znów się będę rozstawiał Na widok kolejnych tatusiów z kamerą Mam chęć odbezpieczyć granat Żetony wszystkie lojalnie oddaję Za mały ruch tutaj by brać coś na lewo Szef widzi nas dobrze puszczając bujaki Nie dowiesz się wiele od niego I raz do koła Jeszcze raz do koła W płucach smoła Jedźmy nikt nie woła Ona tu również przychodzi od środy Myślę że mnie nie poznaje Kolejki odmierzam mocnymi sportami Następny dzień w tyle zostaje Gdy czasem nocą spoglądam na niebo Ściśnięte blokami i chwastem W wędrownym baraku na pryczy pod ścianą Wspomnienia czekają bym zasnął Żetony wszystkie lojalnie oddaję Za mały ruch tutaj by brać coś na lewo Szef widzi nas dobrze puszczając bujaki Nie dowiesz się wiele od niego I raz do koła Jeszcze raz do koła W płucach smoła Jedźmy nikt nie woła