Czasem widzą ją, kiedy wyjdzie na próg W Opatowie, Kępnie lub jeszcze gdzieś Spuszczą wzrok, milczy Bóg Ani zdrowaś, ani na nią warknie pies. Ich sumienia cierń, rzekłbyś - huba tych miejsc Na sumienie czasu brak, jest jak ryba na studni dnie Jest niby jest Jakoś żyje, lecz popłynąć nie ma gdzie. Oczu sól w zmowie milczenia ścian W katarakcie lustra, w niebieskiej sukni jak lubił on Z nim sam na sam Ani bar na rogu kusi, ani dzwon. Ptakom garść poda pod brzytwą zim W ustach kamień, kiedy przyjdzie odlecieć w godzinie swej I tak jak dym Coraz bledsza jest i jest jej coraz mniej Coraz mniej Coraz mniej Coraz mniej