DNA - Artefakt lyrics

Published

0 378 0

DNA - Artefakt lyrics

[Refren: Kamil P.R.J] x2 Nie do zatrzymania czas, kręci się Ziemia Świat się zmienia, nas zabiera w piach To jak karta As, kręci się teraz rap Po podwórkach miast, artefakt [Zwrotka 1: Kamil P.R.J] Rap teraz nawinę, plan, na bitach, jak wandal Dni leniwie, migiem nam, powaga nie, jak Van Damm Artefakt, nie drwinę gram i pierdolę czy skandal tam Jak z pantomimą mimo dram, druga połowa składa Wam Beton i to, styl i flow, obrany tor, ja mówię, bo Po kablu prąd, mikrofon "ON", słowo i temat powie co Mnie to i to dotyczy, no idę pod prąd, jak [?] I wiem doskonale gdzie mój dom, czas leci dalej, spuszcza tło Ze mną rap, nawiń dławić, zawiść, ich nie mogę strawić Odpowiednio trzeba się stawić, wiem to pewno To uno momento, jak w ekipie sto przekręto Tępo, poszukująca mendo nic nie pękło, piękno Artefakt, fakt, rap, wers tak dla miast To życia zasady, co powiązują zamiast Chcemy chlać, czas mamy fach [?] W górę szkoło, wszyscy na raz Szukać rapu, trafny namiar [Zwrotka 2: Eripe] Wchodzę na bit z jednym celem Każdym numerem chcę tworzyć historię Gotowy na beef jestem z każdym cwelem Który będzie tu coś pierdolił o mnie Co to Pokora, nie Po to gram Bym Po kątach, swój animusz miał Pochować Za chuj nie dam się Pokonać Popierdoliło się w życiu, Przez ten Pociąg do Promili Poród, Pogrzeb, Poprawiny my i tak się Porobimy Połówka na stole, Polej, chcę obalić ją, jak Khalidov Po alkoholu mam zmienne nastroje, jak [?], czaisz to? Ale się nie dam oszukać, szukasz kolegów, lepiej nie wychodź z domu Dla Ciebie rap to sztuka? Dla mnie to sztuka robienia sobie wrogów Mam tu swoich ludzi, którzy są zawsze gotowi i zwarci Gdy łapią za majki i stają do walki To nie ma szans, żeby wracali na tarczy Ja kibicuję Im, gdy walczę o te złotówki Bo czasem chcesz oddawać siebie, gdy gonisz tę kasę Z rozpędu oddajesz sznurówki i pasek A szkoda byłoby to zjebać, choćby z braku tchu Bo kiedy gramy rap, czujemy, że mamy ten świat u stóp [Refren] x2 [Zwrotka 3: Oxon] Czasem taka myśl przychodzi mi do głowy Nie ważne czy noc jest czy wcześnie rano Jaką misję mi dano, stoję dziś jak pod ścianą Myśli we mnie walczą i nie przestaną Mam w dupie walkę o pozycję ziomuś Udowadnianie komuś, że nie jestem lamą Bo, gdy już mnie nie będzie, nie będę miał w względzie Tego czy lubiany jestem i czy gdzieś mnie znano, nie Pielęgnuję swój skarb Nie umieszczam charakterystycznych znaków, niczym tagi na fotkach Podbijam statsy, bo jest w tym tyle magii Że uprawiam stale nałogowy crafting na zwrotkach Moc stale rośnie, wciąż jadę mocniej Pojadę jeszcze trochę na marnych zarobkach Gdy stanę się prochem, zostawię coś po sobie Nie ważne jakie po drodze blokady napotkam To moje dzieło życia, zostawię je po sobie, jako Opus Magnum Dziś wychodzę z ukrycia i mam siłę przebicia Czuję jakbym pozdejmował chłopów z magnum Przełamuję opór, choć ruchu Ziemi nie zatrzymam przecież Ale przez to czuję spokój, nie zadaję pytań typu Powiedz mi co mam robić, gdzie dziś mam lecieć, gdzie Nie mogę przyznać, że jestem taki sam, jaki kiedyś byłem Lecz chcę dalej pisać i pizgać na bitach Pewny jak nic, że nie zaginiemy w tyle Więc żeby przetrwać znów wezmę kartkę Będę uparcie trenował co noc A gdy się pożegnam mój rap, jak artefakt Zostanie tu po mnie, przechowa mą moc [Refren] x2