Venom/Boa - Wehikuł czasu Pamiętam dobrze ideał swój Marzeniami żyłem jak król Siódma rano - to dla mnie noc Pracować nie chciałem, włóczyłem się Venom: Odetchnąć pełną piersią, chodź czarna teraźniejszość EQ tak jak wcześniej, lege złączyć z miejscem Byłem, jestem, będę całym sercem w klanie Jest niewielu w którym z legą nie odbiło Pamiętam skąd pochodzę, kim jestem i jak było Inni stoją całe dnie, pierwsza lega Żyją chwilą, sprawdź nowe colabo Wszyscy kwieciści to prostytutki Sława, droższe cipki i kolorowe hera Wylać whisky, polać wódki, zamiast lotów palić eq Bez konta i internetu, legi z elit, legi z herosów legi jak wczasy, nie jak namiastka pracy Admina sprawiedliwego, sm, mc i regulamin Serwer rodzi zachcianki, hera, uni i zwyklaki Z dychą na kiejdzie, grajgulić barmanki Potem z mitrą przy gębie i tak obrzygać se thinki Rano, jak zawsze, obudzić się z banem I jechać dalej w trasę piszą od niego odwołanie Odetchnąć pełną piersią, znów poczuć się jak n00b Żyć beztrosko i lekko, myśl mieć prostą i piękną Głowę pełną ideałów, zdrowie wszystkich moich klanów Wypijmy za tych, których nie ma już tutaj Spoczywajcie w syberii vegeta, cfaniak Za to k**em karano mnie Za to zwykle zamykano mnie Po knajpach grywałem za piwko i chleb Na szyciu bluesa tak mijał mi dzień Tylko nocą po lege pójść Dżem session do rana tam królował blues To już minęło, ten klimat, ten luz Wspaniali gracze nie powrócą Nie powrócą już! Boa: Pamiętam tamte czasy kiedy latałem w zwyklakach Po expach, zarobkach, bo nie było na uni Hity poniżej jaj wisiały mi na pasku Czas mijał tak powoli w levelu kilkunastu Ja nie paliłem eq, ale wokół każdy płakał Czerwone mapki, dedanie, wyprawy do miasta Chodziliśmy na harpie, ten czas we mnie gra Z venomem na orchidei, który ma świetny klan Zapa dostałem, chociaż wtedy itemy nie te Zamiast legend – unikaty, słabe umki miałem Miałem jeszcze głęboką rane z fizykiem Za te nocne expy wciąż dostawałem po uszach Ojciec mówił weź się nie baw, tylko ucz, zostaw te margo I miał rację, miałem potem w życiu bardzo złe etapy Nie żałuję dni przepięknych, granie rano, granie nocą Na margo lata, grania, każdy pytał po co? Miałem pasję i dumę, gram do dzis Sto dziesięć dosiężnego pozdro stare koleżki (pozdro) Potem wyszła Instancja i poszła w miasto Nie mogłem zasnąć, miałem lege własną Kilka legend i koniec, pogubiłem się jak nic Co dzień rano stałem na goonsie i spluwałem sobie w pysk Ale, póki żyjemy, nic nie jest stracone Po każdym dniu stawiaj kropkę i przewracaj stronę Lecz we mnie zostało coś z tamtych lat Mój mały, intymny, muzyczny świat Gdy tak wspominam ten miniony czas Wiem jedno, że to nie poszło w las Venom: Jeszcze raz kliknij replay, cofnąć zegar, radę dać Cofnąć film z tamtych chwil, żyć i w tamtych miejscach być Wierzyć, że się to nie skończy, wierzyć, że nikt nie pobłądzi Krążyć wokół sedna sprawy, straty liczyć dla zabawy Konto mieć, a na nim debet, nic nie słuchać, wierzyć w siebie Mieć tp jedną stronę na goonsa jak przy goonsie Móc się odciąć tak jak wtedy, logów nie chcieć śledzić Nie być skutym dlugami i pić mixy z koxami Nie dać śmieciom się omamić, wierząc, że nie będą karali Świat się zdawał taki łatwy, orchidea to teren prywatny Jarać skręty, robić błędy, srać na efekt w konsekwencji Mieć na czynsz i dla venoma, nic się jutrem nie przejmować Nie dorabiać filozofii gdy ktoś życie sobie knoci Nie chcę na nic z bulem patrzeć myśląc mogło być inaczej Popłynęli na syberie, każdy z nas chce żyć wygodnie Stać przy swoim, mierzyć dobrze by móc co dzień w lustro spojrzeć Ciągle wierzyć tak jak wtedy, że świat można jakoś zmienić Sprzedać lege, nie sprzeniewierzyć, myśląc tylko jak wycenić Pozostawić ślad po sobie kiedy ciemność zamknie w grobie Kilku bliskich mieć na koniec co zapalą świeczkę może Pokój ALTY do zobaczenia po banie, jął Dużo bym dał, by przeżyć to znów Wehikuł czasu to byłby cud Mam jeszcze wiarę, odmieni się los Znów kwiatek do miasta zdeda go ktoś