[Verse 1] Musiałbym się w końcu zebrać w sobie Wejść w pracowity obieg i zrobić cokolwiek Te okropne lenistwo mnie tak przeżarło Że sam już, kurwa nie wiem co jest moją pasją Alko? Wiem, że to nie jest wyjście Ale paradoksalnie to po nim trzeźwo myślę Mówisz, że to dziwne i pierdolę farmazony I przez to między nami wzrasta antagonizm Nie chcę mi się bronić, nie mam argumentów Prędzej wyprowadzę się z kraju niż Ciebie z błędu A zależy mi na tym, lecz nie mam większego planu Niż walnąć połówkę i wypić parę browarów Nie wpadłem w nałóg, choć nawet jeśli Wolę żyć w przekonaniu, że mnie to nie unicestwi Daj mi inny termin na ponowne narodzenie Obiecuję, wtedy na pewno się zmienię [Refren] Wierzę w to, że jutro będę inny Lecz to pewnie nie będzie takie łatwe I pewnie jestem bardzo naiwny Że liczę na to, że kiedyś się poprawie Wierzę w to, że jutro będę inny Lecz to pewnie nie będzie takie łatwe I pewnie jestem bardzo naiwny Że liczę na to, że kiedyś się ogarnę [Verse 2] Chcę, ale dobre intencje to nie wszystko Przez to łeb jak sklep, spadek wartości jak dyskont Kiedyś wyschną moczone perspektywy I pójdę za nimi, by pozwoliły wyżyć Bo jutro kryzys już będzie przeszłością Przynajmniej po cichu liczę na taką rozkosz Być może mocno się zawiodę, jak nieraz I pozostanie mi się odciąć, gnać w melanż Zabiera mi to oddech, bo ile można? Odpowiem sobie po cugu, po kilu miesiącach Przesiąkłem tym do cna, zagubiłem jaźń Jak można dotykać dna przez tyle lat? Chyba brat tak chciał, by było trefnie Bo ja i moje serce to raczej niekoniecznie Dla niektórych zawsze będę wykolejeńcem Więc po co te ciągłe zmień się, zmień się, zmień się [Refren] [Tekst - Rap Genius Polska]