Beathoavenz - Zen lyrics

Published

0 148 0

Beathoavenz - Zen lyrics

W moim mieszkaniu które nie jest moje Kurwa! Halo?? Nagrywam teraz kurwa jego mać, elo! [Verse 1: Sokół] W moim mieszkaniu które nie jest moje Po przebudzeniu, czuje się spokojnie Nie ma dziś koło mnie dziewczyny rozebranej Za to w telefonie 23 nieodebrane Klasyczny ranek, wstanę rytmy odpaleę Wezmę prysznic, Koras wpadnie na śniadanie Siemasz – przyniosłem szczypiorek... do jajek Gitara, szybka szama chwila Pono wpada 90 procent czasu przez telefon gada Zwija podjeżdża Jose i się wybija Koras z nimi wychodzi Mi mija szybka godzina W samotności przypominam sobie sen Chcę napisać tekst Jak zaczynam dzwoni Daniel, a w tle Druga linia jak pech to pech Na to wszystko się nakłada, piszczący sms To Justyna, ok, staram się miło odpisać Przecież to nie jej wina Gdy odpisuje jakiś cymbał puszcza sygnał i kasuję Przecież jestem spokojny, nie reaguję Kiedy drugi raz próbuje historia się powtarza Rzucam telefon w pizdu i do maili siadam Pisze Adrian, forwarduje mi pierdoły od jakiegoś fana Co jest kurwa? Kącik porad weterana? Ponad 200 maili dziennie, zabiło dokumentnie Chęć odpisywania we mnie jeśli tylko nie muszę A przecież mam gościnną słowiańską duszę Za to ci co potrzebuję, nie odpisują mi Jędker, ta poczta włącza się od 5 kurwa dni Domofon, siemasz Lud How are you? elo Roca Elo Sokół Dobra. Mała buteleczka rumu, jest i Fu Pośród tłumu W moim mieszkaniu, które tak naprawdę nie jest moje Bo je tylko wynajmuję I dobrze się tu czuję Pośród wszystkich ziomków Miałem pisać tekst, jutro zacznę od początku... [Ref.] Moje mieszkanie relaksuje mnie cudownie Tu mam natchnienie i czuję się wygodnie Moje mieszkanie jest najlepszą z wen Kuuuurwa zen... /x2 [Verse 2: Sokół] W środku nocy budzę się bo coś słyszę To krzyk ziomków pod oknem przerywa ciszę Dalej kimam, budzę się koło pierwszej Taa dzisiaj już napiszę jakieś wiersze Późno, trzeba zjeść obiado - śniadanie Pedro dzwoni i już jest zamieszanie Zaraz wpada omawiane sprawy Małolata Po godzinie znów jestem sam, głodny nadal Dobra, spaghetti z wczoraj i herbata Siadam, włączam bit, dzwoni mama Chwilę gadam i wracam do pisania Wchodzi Kołek, zabrać paczki do wysłania Już mi się nie chce, jest za kwadrans czwarta Dzwonię do Jurasa, co tam? Kiedy walka Dawaj, wbijaj się – będę za 10 minut Nie wiem kiedy mam mieć głowę do rymów Przypomniałem sobie tarabanie do Daba Mam na linii Kaczego, kiedy tylko odkładam Co tam słychać kolego? U mnie już siedzi gromada Jak rozmawiałem przyszedł na terapie ziomek Zaraz po nim dzwoni domofonem Tomek Piwko, drugie piwko, trzecie piwko Wszystko szybko, może jutro będę pisał W moim mieszkaniu, w którym czasem bywa tak jak dzisiaj... [Ref.] /x2 [Verse 3: Sokół] W moim mieszkaniu budzę się nie do życia Sucho kurwa, gdzie jest coś do picia Szkiełko gra na maxa, tak samo wieża Drzwi niedomknięte, kurwa co za impreza Ktoś kima pod kocem na rozkładanej sofie Czyżbym zaspał? Na sikor rzucam okiem Siedemnasta! Niedopity Johny Walker Pusta salza, puste cztery wyborowe Idę umyć zęby do swojej łazienki Ani dziś ani jutro nie napiszę piosenki