Bartosz Miszczyk - Wentyl lyrics

Published

0 118 0

Bartosz Miszczyk - Wentyl lyrics

[Produkcja: Szur] Granatowe niebo kłębiło się w kumulusy Lubił słuchać szumu burzy, z daleka od tłumu ludzi Szum mu służył, niedawno z Kabulu wrócił Drutu użył, by afgański tajfun ucichł Mały, motelowy pokój, ważne, że tu był internet Do tego wyroku dostać miał resztę wytycznych mailem Skrupulatnie plan przygotuj. Co nieco wynotuj i wyczyść snajperkę Swojego wyrobu, bo najpewniej, było mu przelewać krew z niej Teraz paszport jeszcze, w którym będzie trefny waszmość Wiesz gdzie iść, jak grasz w to częściej Znasz go nieźle – masz to wejście I chyba co najważniejsze, to on Ciebie zna, po pierwsze Zaszło deszczem, nie grasz fair, jesteś następny Miał złowieszcze spojrzenie przeszłej tragedii Tych, co nadzieję zawiedli, wysłał do miejskiej katedry Wiedział ten, który stał przed nim, teraz zamek, drzwi i siedli Po chwili pokój zaciemnił, kołem blendy twarz oświetlił Wiedział - to ma być majstersztyk. Dostał na to 5 dni Ta robota wraz Kabulem, miała dać emeryturę Stawki dały tu argument. Nie wziąłby kompletny dureń Zmień kolor i tę fryzurę - rzucił w progu stary fałszerz Weź foto i ten rysunek, wyglądasz jak Danny Alves To, co trzeba na nim znajdziesz, co na dupę ubrać, sam wiesz No i może słaby akcent, zresztą i tak zrobisz jak chcesz... Bez słowa roczny pasterz, rozpłynął się w gąszczu przecznic A zestresowany fałszerz, wizytą, miał odruch wsteczny Układ był obusieczny, bał się płonąć w ogniu wiecznym Wytarł falę potu w ręcznik i wziął się do robót ręcznych Obok wejścia do motelu, tli szluga recepcjonista Poza tym w ich otoczeniu, sytuacja jest śnieżno czysta Aż przeźroczysta, tak więc korzysta, ex legionista I błyskawicznie do siedliska numer 300... Wiadomość ma od kwadransu, nie pośpi, a miał pospać Planowo, laptopa na stół, pomyślał - znana postać Spojrzał na fotografię, poczuł, że stawka wzrosła Jutro, na noc zostawię. Przemyślę, zbadam koszta. Ostatni raz ma sprostać, na wynos zjadł, wziął prysznic On, a w nim kara boska, Latynos kat, co czyści Taki los za korzyści, nie ma nic, co go wiąże Albinos tam zrobił szkic, zacząłem to dokończę Noc zima i gwieździsta była, rano pełen spis miał Solidna lista wyszła i wiedzę zyskał Mróz oblodził miasto, gdy spał, pan mężczyzna bez nazwiska Zjadł i ruszył na łowiska, wystaw sklepów, targowiska W alei sklepowych witryn, poczuł jakby kadr z dzieciństwa Którego nie gonił nigdy, jakby się demony skrzyły A on jak Ewangelista, który ściska w dłoni skrypty Strony Biblii, które znikły z paleniska Może chciałby mieć rodzinę, w śnieżną zimę, patrzeć Jak płonie kominek, usiąść z synem, poczuć wreszcie endorfinę Przełknął ślinę, Ciężko płynę. - pomyślał: Nie ten odcinek Nie dożyję! Zerknął w szybę, myślał jeszcze przez godzinę Kompletując elementy, sprzęt i dziwne detergenty Gdy wrócił bukować bilet, fałszerz skończył dokumenty Pracował, nie spał po nocach, gdy w 300 metamorfoza Cięcie, jasny szron na włosach, a przed lustrem Paulo Sousa Pan turysta na wakacjach, widniał tylko w adnotacjach Nie było go na śniadaniach, na plaży i na kolacjach Zmieniona lokalizacja, cała akcja w ramach planu A cel to defiguracja podczas święta Ramadanu Czas – niecałe dwa tygodnie. Łapie transport, siadł przy oknie W myślach widzi martwy obiekt, ma zarobić jak mu wygodnie Plan i zbrodnie. Gdy zachodzi słońce krzyczało, że igra z ogniem On samotnie jedzie, powiększyć listę zwyrodnień Raz jeszcze ma skraść melodię jak robił to wielokrotnie Coraz mniej go dzieli od niej, od wyroku, na miejscu wynajął pokój Obserwował, był przechodniem, miasto wokół Swą okazję znalazł tutaj, wiedział – zlot jest raz do roku Zaważyły centymetry i natura wiercipięty Cel wyszedł, z nim regimenty, miał nerwy i język cięty Stek inwektyw, reprymendy, by dać moment ewidentny I upaść na ziemi ściętym! Przebił wentyl [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]