O nie! o nie! chwytam w dłonie, majk a on płonie od słów Siedzac w koronie, na tronie co tonie w rymach ze snów Na stronie nicponie, je układam, spada przy tym głów Kilka, przez w linijkach, drzemiący kunszt tnący liryków Patrze w niebo na nów, swiecący, bedący nade mna Mysle co poprawic, by osławic mą tworczosc podziemna Chodz ulica da mi, grami za zabojczosc nie codzienna W tym momecie, lecz z zacieciem ide za ambicja w ciemno Patrze co jest przede mna, nie w tył, tam jest pył i popiół Daje wam szpryce w muzyce, granice pokrywam w ogniu Kiedy nagrywam, porywam, cie w swiat odpływu jak opium A gram poto, by miec złoto, tam gdzie jedynka na podium Oto liryczne monstrum, artystyczne, liczne wzniosy W mojej sztuce, niczym sztucer, zabijaja sliczne sztosy Pobijaja kazdy wyczyn, to główna z przyczyn ze dosyc Mają mnie raperzy, od gówna, pazdzierzy, w niebogłosy Krzycza - o nie!