Okradał ojca dla wyższych celów Filozoficzny podbój, gdzie się da Ręka ci uschnie i wystanie z grobu Matematyczny bóg, szach i mat Strumienie cząstek i strumienie winy Kochali się na poczcie, no bo gdzie Gdyby tygrysy zjadły te irysy To by na świecie nie było źle Szalej, szaleję, szalej, szaleję Oszalej, szaleję Pod okiem słońca i pod okiem nieba Ubój Marsjanina, szalony koń Pamiętaj słowa matki, nie pij tego Daj się podrapać w bródkę, w byle co Jak pocałunek mongolskiego księcia Formy zupełnie puste niejeden raz Teraz zagadki same się zgadują Bo skoro prysły zmysły, pryśnie i czas Szalej, szaleję, szalej, szaleję Oszalej, szaleję Uciekaj stąd, uciekaj stąd Wczoraj znalazłem swoją duszę W okrągłym oknie ona i ja Kwiaty pogrzebów i ten wieczny chłopiec Słowa na wiatr, biedna dziewczyna Nikt nas nie szuka, tylko ta muzyka Nikt nas nie woła, przedmieście śpi Leniwie płynie rzeka, której tu nie ma Rzeka co szumi: nawróć się dziś Szalej, szaleję, szalej, szaleję Oszalej, szaleję A potem chodźmy tam A potem chodźmy tam