ZWR: Jesteśmy na świeżo po premierze Twojego kolejnego albumu? Spodziewałeś się tak dobrego odbioru?
Flint: Nie wiem czy odbiór jest dobry – ewentualny sukces do mnie jeszcze nie dotarł. Opinie są raczej pozytywne, często też docierają do mnie głosy, że ludzie są zaskoczeni tym co zrobiłem i odnoszą się do tego z szacunkiem, mimo wcześniejszego negatywnego nastawienia do mojej osoby, ale na razie nie przekłada się to na liczbę koncertów, jakie mam aktualnie zabookowane, czy też na wyświetlenia tracków na youtubie. Jeśli chodzi o sprzedaż, to minął dopiero tydzień od premiery, nie znalazłem się w pierwszym notowaniu OLiS, ale nie dotarły do mnie jeszcze żadne wyniki sprzedaży, ani recenzje, więc trudno powiedzieć. Oczekiwania mam zawsze duże, ale tylko wobec siebie a nie słuchaczy
ZWR: Na „Złej Sławie” znajdziemy tylko jednego gościa śpiewającego refren, a i dobór producentów jest ograniczony. Z czego to wynika?
Flint: Na „Złej sławie” nie ma rapowych gości, a jedyną osobą, która oprócz mnie położyła wokale była Dotcom (chórki w „Mojej pierwszej groupie”). Oprócz niej, w intro jako dziennikarz wystąpił Filip Rudanacja („Jak zaczęła się Twoja przygoda z hip-hopem?”). Jeśli chodzi o wspomniany przez Ciebie kawałek „Wracam do domu”, to wysamplowaliśmy wokale Igorilli z kawałka Mama Selity „Na pół”, oczywiście w porozumieniu z Igorem, resztą zespołu i ich wydawcą - skorzystaliśmy z gotowej sekwencji refrenowej, która nie została nagrana na „Złą sławę”, tylko na płytę Mamy Selity. Na albumie nie ma gości, bo jest bardzo szczery i ryzykowny – powiedziałem wiele ciężkich i kontrowersyjnych rzeczy i nie chciałem zaszkodzić żadnemu z moich rapowych kolegów, dlatego zrobiłem to sam
ZWR: Co sądzisz o samym Rap Geniusie i jego funkcjonowaniu? Czy według Ciebie jest to sposób na lepszą integrację z fanami?
Flint: Czasami korzystam z tego portalu w celu rozkminienia tekstów zagranicznych kawałków, a ostatnio dodaję również różne objaśnienia swoich kawałków. Nie jestem fanem tłumaczenia sensu wersów i chciałbym żeby słuchacze sami szukali nawiązań, dlatego dodaję raczej didascalia i rzeczy, których żaden słuchacz nie może się domyślić (np. nawiązania do recenzji mojego demo w Ślizgu autorstwa Flintstone'a w 2004, czy też o jaki koncert chodziło mi w pierwszych dwóch wersach drugiej zwrotki numeru „Jestem skończony” – gdzie zarobiłem „2 tysie w 8 minut”)
ZWR: Przejdźmy do tematów związanych z Twoimi tekstami. Jak to jest z tymi groupies? Ty nawijasz że to sytuacja znana nawet w głębokim podziemiu, inni twierdzą, że nie spotkali się z takimi przypadkami. Gdzie leży prawda?
Flint: Numer „Moja pierwsza groupie” dotyczy wszystkich fanek, nie tylko tych które utrzymują stosunki seksualne z artystami. Myślę, że kobietom imponują mężczyźni, którzy mają pasję i robią coś ciekawego, a niektórym także osoby znane i podziwiane przez innych i stąd ta fascynacja i chęć przeżycia przygody z artystą. Ta fascynacja jest ulotna i nie sprawia, że artysta może się czuć szczerze kochany za to kim jest jako człowiek. Większość z tych dziewczyn by ze mną nie wytrzymała, bo mam po prostu życiowo trudny charakter
ZWR: Mógłbyś przytoczyć, co tak naprawdę działo się podczas trasy Red Bulla? Bo to raczej rzadko spotykane zjawisko na koncertach
Flint: Podczas trasy Red Bulla miałem okazję supportować Pezeta na darmowych eventach w centrach dużych miast. Dało mi to mega kopa promocyjnego – mogłem zagrać przed kilkoma tysiącami ludzi i to było mega. A wers z pistoletem z kawałka „Całe życie na supporcie”, o który Ci pewnie chodzi jest prawdziwy, ale generalnie nikt do nas nie strzelał, więc nie dramatyzuję, tylko raczej śmieję się z sytuacji
ZWR: Numer „Tylko hajs” jest tak naprawdę dość przewrotny. Osoba, którą o komercję posądzić trudno, nawija, że liczy się tylko hajs. Jak wiemy, każdy chciałby otrzymywać dobre pieniądze za wykonywanie swojej pracy, jednak większość raperów nawija, że tak naprawdę nie o to w tym chodzi. Jak to wygląda z Twojej strony?
Flint: Na szczęście zostawiłem sobie tam furtkę w postaci słowa „czasami”. Czasami tak mam, że jestem zachłanny i chciwy, dlatego, że nigdy nie miałem w tej kwestii ‘z górki', ale zawsze na pierwszym miejscu stawiam jakość i klasę tego, co robię i za to oczekuję pieniędzy. Nigdy nie tworzę z myślą o tym co się lepiej sprzeda, bo gdyby pieniądze były jedyną wartością w moim życiu to nie byłbym raperem, bo to relatywnie słabo płatny zawód, w dodatku dość niepewny. Skończmy już to gadanie o ‘komercji' – czerpanie jakichkolwiek korzyści z bycia artystą jest działaniem komercyjnym, niezależnie czy sprzedajesz płyty, koszulki, czy grasz koncerty. Ważne jest, żeby robić coś wartościowego niezależnie czy jest to modne i opłacalne, bo tylko bezkompromisowość i konsekwencja prowadzą do powstawania dobrej muzyki. I właśnie za robienie dobrej muzyki chcę otrzymywać dobre pieniądze
ZWR: Co sądzisz o obecnym poziomie polskiego freestyle'u? Jest w stanie dorównać czasom w których nawijałeś Ty? Których zawodników uważasz za godnych polecenia?
Flint: Słuchając siebie z tamtych czasów czuję głównie wstyd i zażenowanie, ale wiążę z tym również pewien sentyment. Dla mnie już nigdy nie będzie „tak jak kiedyś”, ale niewykluczone, że dzisiejsi freestyle'owcy przeżywają takie czasy właśnie teraz. Śledzę polski freestyle, ale nie robi na mnie wrażenia
ZWR: Jeździsz po wielu festiwalach, poczynając od Kempa po Giżycko. Który z polskich eventów może równać się z tym czeskim?
Flint: Nie wiem, w zeszłym sezonie grałem chyba tylko w Kaliszu i na The Wallu w Warszawie, więc ciężko mi porównywać, ale mam nadzieję że po „Złej sławie” uda mi się wrócić do łask i ponownie odwiedzić m. in. Giżycko, Warsaw Challenge i Hip Hop Kemp, a także pierwszy raz zawitać na takich festiwalach jak Ełk, czy też Płock
ZWR: Na koniec nie mogło zabraknąć tego pytania. Flint jak zaczęła się twoja przygoda z hip-hopem?
Flint: „Przygoda” dopiero się zacznie
ZWR: Dzięki za wywiad, chcesz dodać coś jeszcze od siebie?
Flint: Jestem skończony