[Verse 1: Zkibwoy]
To taki banał, że wciąż chodzę swoja drogą
Ale tak to już jest, wolę dawać słowo solo
Zawsze jakoś dziwnie i tak dopnę swego
Połowa czat na farta, reszta dobre demo
Uparty jak skurwysyn, rap to hobby na boku
Życie na pierwszy plan, strzępy modlitw z bloku
Mam to do siebie i wstręt do leni, są głusi
Niech zapierdalają do klubów jak Reni Jusis
Wiesz zdradzę ci sekret, jebaną receptę
Wiem że nie chcesz, ale zajmij się czymś jeszcze
Dumny z siebie pokonując kolejny etap
Trzymaj fason jak chuj, bądź dzielny dzieciak
Ja nie mam wyjścia, być może to kurwa powód
Że nie muszę się prosić o jakieś gówna ziomuś
Bo na koniec i tak każdy w tej bajce zdycha
Prędzej czy później znika za hajsem jak Trzyha
[Hook x2]
Skandale i przekupna miłość
Bez kitu w tym życiu nie istnieje sprawiedliwość
Plus - nikomu nie ufać i chuj
A szczerze oglądać się za siebie to mus
[Verse 2: Zkibwoy]
Z dala od bananowców, snów o niczym
Przemieszcza się znów po słów ulicy
Wiesz, wiem za co muszą mu dać respekt
Za prostą rzecz - swoje zna miejsce
Nie wali cukru żeby przy kimś śmigać
I nie robi z siebie pępka świata w którym syf widać
Określa go jego praca nie jej efekty
Określa go stosunek do jego elektry
Często odpuszcza sobie filozofie z dupy
Niewielu jest takich których chociaż trochę lubi
Nie ma z tym kłopotu i nie szuka przyjaciół
Pjona dla przyjaciół, tchórzom kupa strachu
Był tu i był tam, słyszał raczej dużo
Nie stara się zmieniać świata jak Jacek Kuroń
Mówi: "Przez tych lat parę zdarzyłem Boga zapomnieć
To popierdolone, czuje się niestosownie gdy się modlę"
[Verse 3: wa*kz]
Skandalicznie, trudno jest utrzymać fason
Kiedy nagle wszyscy są czarni jak Burkina Faso
Trzeci świat rapu, żałosny ostro
A Ty undergroundowiec zazdrosny o rozgłos
Pada jak w The Blast, Reflection Eternal
Chłopy robią ten hajs, śmieszni są jednak
Dobra pa**a to sos, zła wycieczki do pierdla
Mówią: "Taki los, nie ma ucieczki z osiedla"
A ja krok obok patrzę, jak to zobacz
W końcu nie jest aż tak źle, widziałeś Miasto Boga
Mi łatwo mówić, miałem jednak farta bez stresów
Tyle ze dobry start to jedna czwarta sukcesu
Albo mniej, teraz gram va banque i wygram
Albo nie, i skończę na bank imigrant
W Albionie, nie no ja staram się kapuj
Mieć na życie coś więcej niż gwarancje rapu
Zwłaszcza że, tu powiem zgrany banał
Wszystko robimy sami, my nie gramy an*l
Choćby miał mnie słuchać ten tysiak w Polsce
To warto to pisać i pizgać z woskiem!
[Hook x2]
[Verse 4: Zkibwoy]
Wiesz kurwa, to jest Polska czarnuchu
Rap pedały sprzedają się to w kioskach ruchu
Śmiać mi się chce do rozpuku gdy widzę jak
Tyle w tym buntu co w vivie zła
Rzucam gówno na ulice jakby to był Kapsztad
Hardcorowy sens ludziom od farby i flamastra
Szacunek do zrozumienia kluczem tutaj
Jak nie rozumiesz, ja Cię nie nauczę słuchać
Buka blow blow! Mocą pizgam jak z Glocka
Tu props zabierze Reno, la vida loca [Tekst - Rap Genius Polska]