Nie mam pojęcia co się stało ze mną Coś zamieniło światło w ciemność Negatyw, ostatni rok, dwa - miałem ciężko Znowu czuję się jak przegrany śmieć bo Wszystko się wali prócz tej ściany przede mną Mówiłem sobie wiele razy, zmień coś - zmieniałem Byłem daleko stąd, wyszło na to że to nie trwałe Stoję dokładnie tu gdzie stałem parę lat wstecz Lecz oczy którymi patrzę zgubiły swój blask gdzieś Po drodze, gdyby nie tę parę pompek i brzuszków Które wytrwale tak robię co dzień Wciąż bym leżał w łóżku Nie dorwiesz mnie pod telefonem ziom cóż znów Nie chce mi się zamieniać z kimś choćby dwóch słów Mam swój dół, pierdolę odpowiedzi na maile Nie chcę odwiedzin, chyba że masz dla mnie lek na receptę Biorę te, które mam ale zdają się lecieć w próżnię Ile trzeba tego zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć Hipotermia, zimny wiatr Rozwiewa szlak, po niespełnionych marzeniach gdzieś tam głęboko na Dnie mojego zmarzniętego serca, a ja Nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia Hipotermia, zimny wiatr Rozwiewa szlak, po niespełnionych marzeniach gdzieś tam głęboko na Dnie mojego zmarzniętego serca, a ja Nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia Chyba mam już obsesję na punkcie broni, huku strzału Choć broniłem się zawzięcie podczas wizyt w WKU Teraz na album muszę mieć to klik, klik, bang Check pow, blow, albo inny dźwięk To siedzi we mnie gdzieś, czemu lubię przytknąć do skroni Swoje palce imitując ich kształtem kształt broni Emocjonalne sinusoidy, mój własny mózg Funduje mi przeloty od K2, aż po Mariański Rów Kiedyś szukałem całej winy w alko
Przestałem pić bo widziałem jak to mi niszczy moralność A zależało mi na nas, miało być łatwo a w zamian Zmieniłem się w psującego Ci wyjścia na miasto chama Nie zasługiwałaś na tę frustrację A ja nie chciałem, żebyś kiedyś mnie znalazła z dziurą w czaszce Nie raz myślałem o Nirvanie, jeden strzał Jak u Kurt'a, stąd to Whatever never mind na mojej klatce pow ! Zimny wiatr Rozwiewa szlak, po niespełnionych marzeniach gdzieś tam głęboko na Dnie mojego zmarzniętego serca, a ja Nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia Hipotermia, zimny wiatr Rozwiewa szlak, po niespełnionych marzeniach gdzieś tam głęboko na Dnie mojego zmarzniętego serca, a ja Nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia Po wszystkich zdaniach w moim życiu głos ma interpunkcja To moja dobra nieodłączna znajoma - autodestrukcja Mój wróg number one, próg w każdej z bram Zjawia się bardzo często tu, kiedy zostaję sam Jej nie obchodzi czy mam słuszną idee Gdy siada obok, widzę świat przez brudną moskitierę Znika wszystko od hajsu, przez karierę do moich fanów I znów jestem tym nieśmiałym dzieckiem ze szkolnych czasów Rzuciłem wszystko na stół, w grze o marzenia Jestem szaleńcem w którym jeszcze tli się nadzieja Za darmo nie ma nic, czasem chciałbym słuchać opinii Znajomi pokończyli studia, dziś mają rodziny Ja jestem inny, kiedyś byłem z tego dumny Dziś nie wiem sam czy kiedyś będę szczęśliwy czy zdechnę smutny Jak teraz, lecz wiem bo przekonałem się nie raz że nie ma co wychodzić z kina póki trwa seans...