[Verse 1]
Chciałbym powiedzieć Ci coś czego nie mówię na co dzień w oczy
Bo widuje Cię tylko czasem na mieście jak masz kłopoty
Mówisz: wyszedłem z puchy, hajsem rzuć, więc na żarcie
Ja patrzę w przegrane oczy i pęka mi serce, Bracie
Z jednej Matki jesteśmy, Ty przecież wiesz
Jak się starała dla nas Mama, ta Mama znów nie śpi, wiedz
To głupie, że jest spokojna, gdy liczysz dni
Przynajmniej wie na Boga, zobacz, chłopaku gdzie jesteś dziś
Przejebanych tyle lat, wylanych tysiące łez
Wypitych hektolitry wódy za dany ten PLN
I, kurwa to nie jest śmieszne, gdy dzwonisz po hajs
Najebany mówisz: kończę z sobą i, że ją kochasz
Tysiące myśli w głowie, słów zawsze mało
Miesiące cichych wspomnień, znów się siedziało
Wstydem nie jest upaść na dno, polec w tej walce
Złap mnie za rękę, dziś masz ją, proszę, podnieś się, Bracie
[Refren]
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chcę znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chcę znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chce znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę jak nie wiem
Chcę Brata, który rozumie, że żyje nie tylko dla siebie
[Verse 2]
Następne święta znowu bez Ciebie, bez Ciebie znów
Opłatkiem łamie się z Mamą, jej oczy - nie trzeba słów
To nie jest normalne, gdy pusty tu talerz, to zwyczaj tu
Ty może ukradłeś coś z półki w sklepie lub witasz głód
W kibel mieszkania poszły prędko z moczem na kacu
To dziwne jak gadasz o wolności będąc co dzień bez dachu
I nie kłam, że tak lepiej, że wolisz klatkę niż łózko
Że wolisz spać tam i trudno, że żyjesz jak chcesz i chuj w to
Nie bój się śmierci jak boisz się żyć
Raczej gdy boisz się śmierci to zacznij kochać życie w końcu jak facet
Nie gadaj tu bzdur, kto miał z nas za gnoja tu lepiej
Bo nigdy nie czułem się lepszy od Ciebie, lecz od życia chce więcej
Jeśli chcesz coś zmienić, to lepiej zacznij już działać
Myśl ma wielką siłę, chęci, jeśli je masz gdzieś to wstawaj
Wstydem nie jest upaść na dno, polec w tej walce
Złap mnie za rękę, dziś masz ją, proszę, podnieś się, Bracie
[Refren]
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chcę znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chcę znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę łez Matki
I nie chce znów słyszeć garuję i, że chcesz tej paczki
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chcę jak nie wiem
Chcę Brata, który rozumie, że żyje nie tylko dla siebie
[Verse 3]
Siedzę dziś w nocy, za oknem deszcz napierdala
Ja piszę ten tekst, myśląc o Tobie, gdzie jesteś, gdy pada
Czemu wybierasz ulice, alkohol, te chore życie
I czy myślisz też o tym, nie wiem, czy żyjesz, gdy pisze
Mama ciężko to znosi, jak każda Matka, spójrz, Bracie
Pewnie obwinia się niepotrzebnie i po nocach znów płacze
Ile lat zabrałeś jej dając stresy niemałe
Teraz oddaj drugie tyle, będąc lepszym niż chciałeś
Jak odejdziesz to już nie wrócisz, więc teraz lub nigdy
Póki Twój zegar odmierza, dni zbiera, Ty przełam się wyjdź i
Pokaż, że możesz, pokaż, że kurwa potrafisz
To gra o Twój los, więc uwierz, że warto łeb unieść i walczyć
I nie chce Cię widzieć w trumnie, i nie chce łez naszych
I nie chce słyszeć spróbuję - to nudne, uwierz i wstań dziś!
Wstydem nie jest upaść na dno, polec w tej walce
Złap mnie za rękę, dziś masz ją, proszę, podnieś się, Bracie