[Intro]
Splendor... Ta, splendor
Chciałem go mieć, a teraz... Teraz nie
Proszę, posłuchaj to co mi w duszy gra
[Zwrotka]
Splendor - o to tak walczą zaciekle
Ci, którzy boją się "być", chcą tylko "mieć"
Biegle władają bronią ukrytą w słowach
Niosących w sobie tyle treści, ile prawdy w ich dekalogach
Jestem jednym z nich jak Hipokryta w czasie "teraz"
Nie ten sam ziom co kiedyś...
Jeszcze nie raz rozpocznę bitwę o duszę!
Muszę być skałą trwałą, co by się nie działo
Lecz kłótnie Energii z ulotnym Animuszem drążą w niej kanion
Gdzie ukamienowano mnie
Żwawy jak drewno, czasem głuchy jak pień
Stojąc w blasku Księżyca na Ścianę Płaczu rzucam cień
Kończy się epizod Typa, który miał wszędzie wstęp
Teraz nie pomaga nawet Visa
Tam saldo ujemne nie pukało dawno w drzwi
Jednak straty w ludziach niewspółmierne do zysku
Bo także dawno nie widziałem przez judasza
Tych, jakże bliskich mi... Muszę wyjąć z dupy ten kij!
Wysłać zaproszenia na grill
"Przepraszam" powiedzieć prosto w twarz im!
Tak właśnie! Zrobię to!
Potem zamknę puszkę, którą otworzyłem
Jak Pandora uwolniłem zło, ale zanim wyjdę na prostą
Muszę zgubić zbędny balast w trybie Turbo-Zaraz-Pronto!
"Yamas!" za ten splendor, który naświetlił mi sprawy
Ważne i mniej ważne... Cóż, widocznie taki już mój nawyk
Że to co nieważne widzę wyraźnie
To co istotne widzę później
Pluję jadem i bluźnię na lustrzane odbicie
Bo zapomniałem co tak naprawdę powinno być profitem
[Outro]
Ta, zapomniałem... Lecz teraz...
Teraz zaczynam nowe życie
Ta, zbędny balast zrzucony
A tych, których uraziłem... Przepraszam Was
Yamas