Ja wiatr, kapota burz
Dezerter stryjowych armii
Eremita na gościńcach nocy
Wygnaniec bez ojczyzny
Gdziem się przejrzał, tam nieszczęście
Dyć ma pieśń z żalów tkana
Gdziem tylko bywał, tam łzy lano
Gdziem się spojrzał, wszędy żałość
A gdziem nie bywał!
Gdzie miesiąc wita zorze
Jam wtórował mu w sennym nokturnie
Pędząc żurawim szlakiem nocy
Ponad makatki złotych pól
Gdzie miesiąc głaszcze wody
Rozlane pośród toni lasów
Jam tańczył na ich taflach
Burząc spokój luster nieba
Umiłowałem te strony!
Nie ma końca bezkres piękna
Ułożony w wieczny pejzaż ciszy
Haftowany ściegiem leśnych wież
Wyszywanych srebrną nicią rzek
Ubarwiony tonią jezior łez
Gdzie cicho drżące nici życia
Splotły się na wieki w pejzaż letniej nocy
Lecz niedługom tam gościł
Gnany tęsknym rytmem serca
I żegnany ujadaniem psów
Któż by stroił wieńce i szykował dary
Temu, który posłem złej nowiny?
Wszak jam poetą kresu
I zwiastunem smutków
Com widział, com słyszał
Niosę w dal do nędznych chat
Głosząc pieśń, której nikt nie słucha
I stukając w okna
Za którymi dusza ledwie dycha