*W Warszawie* widzę dzieci zaangażowane Do lansu, do polityki przez tatę lub mamę Nie jedzą mięsa, nie chodzą w skórzanych martensach Chowały się w chustach i mościły w pretensjach I te z małymi noskami, policzkami jak pyzy Czy są przedłużeniem rodu czy bankomatów i Visy? Pięciolatek, ale modne logo trzyma jak pochodnię Nie oceniam jestem przechodniem. *W Warszawie* smak jedzenia mało kogo obchodzi Jedzenie się wizytuje, robi mu zdjęcia. Snobizm? Nie, *w Warszawie*, to zwyczaj znany nie od dziś Byłeś już w X? nie...? no, musisz iść Musisz iść, jak już się skusisz, też się będziesz puszyć tym Niefajnemu z uszu dym, jego łeb - syjamski czajnik Kto jest naprawdę fajny? w tym bywamy skrajni Sąsiedzi..? to słowo będzie ci zbędne Są lokatorzy i jest to samo osiedle Podkreślę to samo nie oznacza wspólne Klatki ponure, pokoiki przytulne Telewizję mało się ogląda *W Warszawie* Bo tutaj się ją robi, niech lepiej łyka ją gawiedź Intencje są brudne, na szczęście trunki czyste Dla kogo to miejsce? Only for hipster I kto nim właściwie jest, i czemu barman ma focha Siądę na ławce, oldskul, zazdrocha? *W Warszawie* rozmigotanej jak wesołe miasteczko Spod każdej mgły wychyla się neon Tesco Spod każdej mgły Spod każdej mgły Spod najgęstszej mgły Już nawet nie jestem zły Ref. (*W*) zjebane miasto mnie żywi (*W*) zjebane miasto mnie dziwi (*A*) zjebany ja do wyjścia pukam Choć nigdzie nie pójdę, kogo chcę oszukać? (*A*) zbolałe miasto chcę leczyć (*W*) Zbolałe miasto łatwo ośmieszyć (*W*) zbolały ja, pełen nienawiści Lepszego miejsca nie umiem sobie wyśnić *Daleko* klubowiczki też piecze sfinkter A koleżcy do klubów wiedzeni instynktem Przybywają licznie, zamiast o aplikacjach truć Zaspokoić agresję i chuć, Choć tu się pije, bije i pląsa
A nie gryzie w język przy ęsach i ąsach *Daleko* sklep to kolejka, drzwi i kasa A nie spacery po galeriach i tarasach Każda taka chce ci hajs i czas zabrać Pokaż mi człowieka, który był w mallu mniej niż kwadrans *Daleko* sąsiad ma imię, dzieci i rodziców I jest największą chujozą w okolicy, no może vice Igrek to faja, już mu klepsydrę wieszają To prawda, wszyscy się tu znają *Daleko* są kina, są światła, jest biznes Tylko bym się gapił w telewizję Świat zapierdala gdzieś daleko stąd Może dołączę, zamiast narzekać wciąż Mam w oku błysk... po co się z tym kryć?! Każdego dnia przed snem tutaj chce mi się wyć Jestem u kresu... zrobię do WWA desant Choćbym miał stać się tematem dla tego dupka Mesa Choćbym na koniec zwarszawiał bardziej niż wypada I powtarzał potem każdego dnia z rana Ref. (*W*) zjebane miasto mnie żywi (*W*) zjebane miasto mnie dziwi (*A*) zjebany ja do wyjścia pukam Choć nigdzie nie pójdę, kogo chcę oszukać? (*A*) zbolałe miasto chcę leczyć (*W*) Zbolałe miasto łatwo ośmieszyć (*W*) zbolały ja, pełen nienawiści Lepszego miejsca nie umiem sobie wyśnić Ja za często pędzę, pragnę slow motion A twój świat się wlecze, chcesz uciec z Polszy Ludzie z wielkich miast jak pępki świata Czy ja też taki sam roztaczam zapach? Znam przecież Polskę co wali uryną Znam te dworce, miasteczka co wkrótce wyginą Ich córy i syny zarażone doktryną Białych maków spod wonder krainy Flaga i godło ci młodość uproszczą Wybierz idola, może Steve'a Jobsa *spal lonta!*, obsadź się w roli hiphopowca Spytaj czy ja za tym nadążam i raczej obstaw, Że jeśli wybiegam w przyszłość to na offside I gwiżdżą sędziowie, choć chciałem dobrze Żaden ze mnie żelaznych zasad bastion. Jestem równie zjebany, co moje miasto