[Zwrotka 1]
Jestem na poziomie szczerości, który zawstydza innych
Twój faworyt, ledwo wiesz jak ma na imię
Gdy odpalam majka, nagrywam wokal
Czuję, że mógłbym zamiast hantla użyć całego bloku
Sąsiad, nie mył się, moją windą jechał
Ciekawe do którego piętra mogę stać bez wdechu?
Do trzeciego, zatykam nos i myślę
To w sumie też jakiś rodzaj haju, lecz wolę whisky
Śmierć, zmiana, miłość i kara, biorę wszystko
Bo kto żyje jak żółw z poezją nie ruszy z piskiem
Muzyka jest rajem, być lub sparing
Z ambicją, oczekiwaniami, którym nie sprostają
Gdy chodzi o muzykę, to nie idę na przeciw
Flacha? Odpal flachę, mogę siedzieć i siedzieć
Cała reszta, kochanie, reszta to pułapka
Choć serwują ją na słodko i zapragniesz dokładkę
Reszta to pułapka, choć serwują ją na słodko i zapragniesz dokładki
[Ref.]
W deszczu i w upale, rozrabiamy dalej
Sto protestów i zażaleń ściga nas, uciekajmy
W deszczu i w upale, rozrabiamy dalej
Sto protestów i zażaleń ściga nas...
[Zwrotka 2]
Parki inspirują, knajpy chronią przed chłodem
Nie usłyszę "gorzko, gorzko!", bo kobiet chcę dla osłody
Chmury zbierają się nade mną, ale trzymam się z dala od ćpania, to cenne
Choć kuszą ślady kresek, które widuję w klubowych kiblach
Ale jest jeden Keith Richards na stu Ryśków Riedel'ów
Toast! Za ten rok by był zwycięską walką
Za starszego pana z łóżka obok, z szarą halką
Za kolegów z tych sal we wszystkich szpitalach
Siostro! (Prośba) Do kroplówki więcej ketonalu!
I nie, nie mam apetytu, schab jest za twardy
Gdybym miał dwa i sznurek zrobiłbym z nich klapki
Jebać laptopy, tutaj czytam książki
Mogłem trafić gorzej, życie nie jest tak szorstkie
Jak stąd wyjdę, będę grzmocił i chlał za trzech
A na razie se w głowie nucę taki werset
[Ref.]
Ruszam na ulicę po składniki na nową płytę
Piekę ją na ruszcie, nie starczy mi kaloryfer
Naruszcie moją powłokę osłonną, nareszcie
Na mieście dostrzegam twarze za punktów dwieście
Wbijam na czyjąś osiemnastkę nierozpoznany
Dlaczego "Twist again" again dudni przez ściany?
Ojciec jubilata wściekły - "To impreza zamknięta"
Matka jest niezła, mogłaby mi pokazać entrance
Moja kompanka zwija im jakiś trunek i nara
Zaraz spojrzymy na nich z góry, tak jak oni na nas
Wchodzimy na dach bloku, śmiejąc się głośno
To miasto w budowie sześćdziesiątą piątą wiosnę
Stolica - rapuj jak as albo stąd kicaj
Nie nasycę się bitem jak z kalki lub z matrycy
Mój rap rozdziawia szczęki, tych b**hes, ich rap też
Ale zapomnieli, że ziewnięcie się nie liczy
Ej, ej, ej, ziewnięcie się nie liczy
[Ref.]