Niczego tak nie kocham jak poużalać się nad sobą
Aż zakłuje mnie w dołku, zakłuje srogo
Tysiące poetów z metropolii i znikąd
Siedziało w tej samej pozycji, z identyczną mimiką
W jeszcze mniejszych mieszkaniach, z cieplejszą wódką
Z przytępionym dzisiaj, czekając na ostrzejsze jutro
Więc nie czuję się wyjątkowy, piję ich zdrowie (Sto lat!)
Mijając ozdobione wlepkami znaki drogowe
Najważniejsze w szermierce jest ukłucie
Dziś w nocy pojedynek między mną, zamkiem i kluczem
W końcu trafię, wejdę z hukiem, krzyknę: "Honey, I'm home!"
Roztocza w moim materacu na to: "Pierdol się, ziom..."
Nie usłyszę ich jednak, tylko wskazówki zegara
Woda w rurze od kibla też odburknie mi: "Nara!"
Kandydaci na szaleńców w swoich ciasnych klitach
Nie chcą orderów i wieńców - pytają, gdzie jest popita
Gdzie jest popita, hmm?
Gdzie jest popita?
Kandydaci na szaleńców
Krew, pot i łzy
Skandal, absurd i nonsens
Kandydaci na szaleńców
Muzycy poważni, sportowcy
Pośród nich błądzę
Kandydaci na szaleńców
To ja i ty, bez kapci z Podhala
Twarzy zdobionej wąsem
Kandydaci na szaleńców
Wieczorem zmęczeni jutrem
Dokarmiani śledziem z zakąsek
Nie chcę uwierzyć w to, że pieniądz rządzi światem
I w to, że kielon życzy ci gorzej niż opłatek
Poddam w wątpliwość uczciwość panów w kitlach
Jak i twoje oburzenie na pieprzone "Heil Hitler"
Będę głodny, biedny, gruby i pijany w szrankach
O rękę damy pokonam Armani garniak
Prawdziwa wartość nie liczy się w ich przymiotach i markach
Ich pensjach, gdzie połowa spierdala na cześć Bismarcka
Wiarę definiuje szczęście
Bez ciężkiego bagażu rzeczy, co wiążę z miejscem
Bez roszczeń stawianych światu tym gorzkim tonem
Bo wymagania stawiam przed lustrem, nie na balkonie
Tym kandyduję na szaleńca
Szczególnie, że ty odwrotnie
(Wymagania stawiam przed lustrem, nie na balkonie)
(Wymagania stawiam przed lustrem, nie na balkonie)
Kandydaci na szaleńców
Krew, pot i łzy
Skandal, absurd i nonsens
Kandydaci na szaleńców
Muzycy poważni, sportowcy
Pośród nich błądzę
Kandydaci na szaleńców
To ja i ty, bez kapci z Podhala
Twarzy zdobionej wąsem
Kandydaci na szaleńców
Wieczorem zmęczeni jutrem
Dokarmiani śledziem z zakąsek
Usiadłbym na ławce, lecz jeszcze ktoś się przysiądzie
A dziś do kontaktu z ludźmi nie dążę
Dyskusja z głupcem?
Wolę obserwować jak wysycha pasta w niezakręconej tubce, znów chcę (Czyżby?)
Umknąć śmierci, a przynajmniej kalectwu
Jak gdy wyszedłem ze szpitala myśląc, "Boże, jak jest tu
Dobrze być..." Tanatos już miał mój adres
To jakby wlali ci w żyłę dopaminę wiadrem
Nie wiesz czym jest chandra i przez jakie "Ha"
A teraz pusty kwadrat mnie ponagla, by chlać
W niczym tak dobrze się nie odnajduję jak w kryzysie
Gdy atmosfera hardkoru jest gęsta jak kisiel
Staję do walki, dziś siedzę jako widz
Zaglądam do wnętrza i nie widzę nic
Staję do walki, dziś siedzę jako widz
Zaglądam do wnętrza i nie widzę nic