Mam jakieś 7 lat, jeszcze świat jest mi obcy
Ale już wtedy grywam w opcji niegrzeczni chłopcy
Matka mówi - załóż czapkę - jest środek sierpnia
Topi się asfalt, a słońce w zenicie nas prawie przewierca na wylot
Nam szczylom było wszystko jedno
Chociaż upał podpuszczał żeby po raz pierwszy przekląć
Wrzeszcząc, wybiegam przed blok, jest tłok jak zwykle
Dzieciaki z klatki obok opatentowały system
Dendro alpinizm, w roli głównej sosna
A przecież nie pozwolę żeby wyżej wlazł byle sąsiad
To strach-uczucie kiedy spadam z niej
Już w locie czując że dziwie przestaje jakoś łapać tlen
Diagnoza - udar, powikłanie - zapalenie opon
Żeby nie fart nie dotykał bym ziemi stopą
Przed wózkiem wykonałem sprawny zwód
A po tygodniu znajomy lekarz mówi to jakiś cud
Ref
Kilka razy myślałem ze to już koniec
Dłonie spocone, ale trafiłem na korek
W tunelu ze światłem wrzucam wsteczny
To te momenty przez które czasem nie śpisz
Wiem, śmierć dodaje pikanterii w cv
Ale z innej perspektywy cieszę się że jestem żywy
I nie chcę przybić jej piony , bywa blisko tak jak wtedy
A dokładnie 31 12 2K4, trauma
Wierzyć nie musisz, wystarczy wytęż słuch
Wspomnienia ból, a to ze żyję cud
Myślę, mógł być to feralny sylwester hardcore
Wiesz, zamiast szampana piłem własną krew
Brat z matka gdzieś, łapią wdech, jak to jest
Ze wmawiamy sobie - nam się to nie zdarza - co nie
A później kładą mnie i z zimnym dystansem kroją
Zaraz po tym jak strzykawkę głaszcze anestezjolog
Na zawsze ponoć coś zostanie, na zawszę tu
Możesz o mnie mówić MC 2-12 szwów
Miałem swój fart, widocznie musiałem przez to przejść
Wyjącymi z bólu szczękami wysyłając SOS…
Żyję z dnia na dzień, i nie wiem co się zdarzy
Jedno jest pewne-ze śmiercią mi nie do twarzy
Ona jest blisko
Ale na siłę jej nie szukam
I mam nadzieję ze nie do 3 razy sztuka…