[Verse 1: Szach Mat]
Witam już w innym świecie
Pierwsze wersy całujesz podłoże
Pytali się niejednokrotnie o ciebie
A ja tylko odpowiadałem że trzymasz już te noże
O kim teraz nawijasz ujawnij się w końcu sumienie
To tylko jedna ofiara cierpi, kocham bycie Deksterem
Bycie Snoowtrooperem do celu po trupach
Jebać cierpienie, chyba że cierpienie już dawno jebie ciebie
15 lat na Duka – uuuu skucha
Moje istnienie to jeden wielki paradoks
Nie wiem jak określać mam swoje życie
Moje cele zamykają moje cele
Więc uwierz, że ciężko być zamkniętym w sobie ekstrawertykiem
Szybka rozkminka, rozmazana jak twoja szminka
Przeciął bym to w drobny mak
Jakbym tylko potrafił jeździć na łyżwach (chyba w snach)
Nie jestem Jurkiewicz, nie będę bo nie chcę, chcę być jak Burneika
Zaraz… 3…2…1 będę schodził gym time najwyższy czas skonsumować jakiegoś stejka
I znowu się śliźnie, takie trochę przebacz
Czuje się jakbym był Jezusem, chodził po wodzie – kohezja
Ostatnia prosta route 66 – gaz do dechy – gdzie mój driver licence ?
I wszystko zgarniam – więc teraz nara cześć – wszystko zgarnę millionare
Ludzie się patrzą jakbym coś zrobił – a ja nie robię nic
To normalne jak ktoś nic nie robi więc – pozwól mi sobą być
[Hook]
I choćbyś chciała żebym był jak jeden z nich
Zmienił swe przyzwyczajania, inaczej zaczął żyć
Choćbyś chciała bym na odwrót dźwigał własny krzyż
Przestał sobą być
Nie ma szans na to by
Się wyrzekał się tej ekspresji, której nie ma żaden z nich
[Verse 2: Szach Mat]
Mam więcej wad niż zalet
Lecz zdaje sobie z tego sprawę
Jak tak cię to dręczy to napisz własne sprawozdanie
Nie będę się przejmował czymkolwiek
Chcę tylko tutaj pozostać w tej formie
Namacalnej, nie parze wodnej
Ulatniającej się jednym sposobem błędnym tokiem istoty pozgonnej
Więc płynę nad miastem gdy sunę ulicą bo widzę uciekający czas przez palce
Ciężko się oprzeć pokusie jak natchnieniu siarki zapałce
To coś co czyni nas unikatowym więc nie daj się zaszufladkować
Przeszywa mnie widok tych spojrzeń – czysta społeczna choroba
Chory na świat, a świat chory na mnie to trochę nawet synteza
Gdybym wierzył w pewną nieprawdę mianował bym się mianem duszpasterza
Lecz ponoć nie mam duszy i nie mam też sumienia
Uwierz mam leży na dnie, ciało dla niego to żadna cela
Ludzie fiksują, a ja się tu stawiam osoba postronna
Po co wpierdalać – pomiędzy młotem a kowadła ostrza?
Obraz wcale się nie wyostrza, zamazany wracam piątek c'mon
Będę lawirował w gęstych czarnych przebłyskach niczym kawa
Nie zapomnę chwil przechodząc po zmroku widzę jak odpływa Wenecja
Szczerze mówiąc wolałbym siedzieć koło ciebie w tej gondoli # nie zaprzeczam
[Hook]
I choćbyś chciała żebym był jak jeden z nich
Zmienił swe przyzwyczajania, inaczej zaczął żyć
Choćbyś chciała bym na odwrót dźwigał własny krzyż
Przestał sobą być
Nie ma szans na to by
Się wyrzekał się tej ekspresji, której nie ma żaden z nich