[Verse 1]
Jesteś prawdziwy?
Ja mówię prosto z serca
Anonimowy wynik wcale mnie nie zniechęca
Nie ma mnie na koncertach
Nie ma mnie na wlepkach
Przenikam przez miejsca
Trafiam do sedna
Uroniona łezka dla ludzi, tu gdzie mieszkam
Przez rap znajdę drogę do szczęścia
Wrócę do was tyle razy, że ścieżkę wam wydeptam
Tętni energia ze skromności, wierz mi
Pierdol tych leszczy, co mówią ze są lepsi
Elita to my, samochody zawsze pierwsi
A na kawę w centrum przyjeżdżają ze wsi
Na zabawie piękni i młodzi idole
Piją zdrowie biednych – to takie obciachowe
Ja te imprezki surowo pierdolę
Na salonach przy stole, czy na ośce rano
Na własne buty rzyga się tak samo
[Ref.]
Z pomocną dłonią dla ciebie
Nie zobaczysz ich tam
Gdy popadasz w nędze
Nie zobaczysz ich tam
Nie masz od nich więcej
Nie zobaczysz ich tam
Wśród potrzebujących
Nie zobaczysz ich tam
Kończą się pieniądze
Nie zobaczysz ich tam
Siostrę bije ojciec
Nie zobaczysz ich tam
Czytasz, co mądre
Nie zobaczysz ich tam
Robisz, co dobre
Nie zobaczysz ich tam
[Verse 2]
Nie polubią mnie te dupy
Nie chcę o tym marzyć
Szukaj mojej twarzy
W twarzach ludzi bez twarzy
Robię brudne rapy
Robię to bez sztampy
Lepię się do bitu jak muchy do lampy
Na które się gapię, zajebany w nocnym
Myślę, że się nie połapię w byciu dorosłym
Żeby palić jointy musiałem palić mosty
Żeby chwalić los, ty musisz mieć coś – rozkmiń
W takich momentach czasem bywam zazdrosny
Własność prywatna sprawia, ze świat jest prosty
Mówiła mi mama zalewając swoje oczy
Że choćby chciała, to na przyszłość nie mam pomocy
Nic to, przyjmę to wszystko
Nie powiem "mam ochotę", tak jak z elitką ćpać i mieć radochę
W piątek w nosek jebać
Przyszłość jebać, jebać co potem
A w sobotę po disco już tylko jebać potem
[Ref.]
[Verse 3]
Z góry nie mam pomocy
Nie powiem, że dobrze
Ale mój ojciec ma być dumny z bycia ojcem
Chcę, by było dobrze
Wierzę, że nie bredzę
Pieniądze nie kupią takiej wiary w siebie
Dla nich to stare, głupie, co mówię, brednie
Bo lepsze jest to, co ma więcej wyświetleń
A rap jaki rap, ma elita? Słychać!
Goście raz na miesiąc pojadą na dwóch bitach
Prędzej trafię szóstkę, niż trafi mnie ich płyta
Nie wnikam, już jestem o niebo wyżej
Nawet jak moja technika, nigdy stąd nie wyjdzie
Nawet jak moja technika, nigdy stąd nie wyjdzie
Rozpływam się w muzyce, jak dym na wietrze
Zamykam oczy nocą, by mieć myśli jaśniejsze
Unoszę się wysoko, przodek mój to sensej
Buty lecz nie serce, masz ode mnie ładniejsze
[Ref.]