[Verse 1: Entero]
Oglądam świat od lat, tak jest, bracie
Zdaję sobie sprawę jak jest i pierdolę prowokacje
Nasze relacje ulegają zmianie w czasie
To normalne jak w rzeczywistości wirtualnej
Słuchajcie dalej tej historii z morałem, nie zwariowałem
Nie mam zamiaru, jestem tu z innym zamiarem
Ten kawałek napisałem na spontanie
Na kolanie, w swojej chacie
Wy wyżej sracie niż dupy macie, kumacie
Wybaczcie oklepany rym, nieokiełznany styl, sorry
Ale nie zależy mi na tym, mi zależy na tym żeby nie żyć
Jak te, kurwa, zjeby, w genetycznej tynce, kurwa przemysł
Wszyscy wiemy jak jest, więc kitu tu nie wciskajcie nikomu
Nie zniżymy się do tego poziomu
Ziomuś, słuchaj, wyszedł wałek, nie graj durnia
Ty też nie jesteś święty jak cała ta twoja spółka
[Hook: Green] x2
Miałem sen, okazał się rzeczywistością
Miasto w dzień, miasto nocą, non stop
Chodzą słuchy, słuchy chodzą – mądrość
Trzeba mieć na ruchy, żeby płynąć tą łodzią
[Verse 2: Green]
Rap, wypicowany świat w serialach
Charakteryzacja na twarzach aktorów zabiera im charakter
Żyjemy według wzoru, przestaliśmy żyć według zasad
Płyniemy w arce Noego, oni w tratwie Judasza
Myślałem wiele razy czy tu być i wybaczać
Czy iść dalej, żyć gdzieś indziej życiem Łazarza
Mogę stać w tej windzie, jechać w dół i uważać
Że przyjdzie do mnie 7 prawd wiary i 10 przykazań (faza)
Już lada moment siadam tu, to nie koniec
Idę w chuj, potem wracam, świat jest mój – to jest chore
Biorę swój pod kontrolę, inny jest nieważny
Zdarza mi się zauważać ludzi, którzy przybierają maski (kumasz?)
Larwy fałszu zjadły resztkę skrupułów
Nie jestem szczery na pokaz, jestem szczery do bólu
Z łódzkich murów spływa krew, w naszych żyłach płynie rtęć
To jest chwila na koniec serialu Green'a też
[Hook: Green] x2
Miałem sen, okazał się rzeczywistością
Miasto w dzień, miasto nocą, non stop
Chodzą słuchy, słuchy chodzą – mądrość
Trzeba mieć na ruchy, żeby płynąć tą łodzią
[Verse 3: Kliford]
Miałem sen, mam to gdzieś na końcu języka
Ty przecież wiesz, oni mówią Ci jak w to nie wnikać
Mówiłem Ci, że nadejdzie tak nieubłaganie
Sam podejdę wyżej do tych spraw
A w labiryncie ludzkich zdarzeń i zwrotów
Przeszłości starej gwardii i przyszłości młodych kotów
Od spodu upojonych wartości, nad nimi dozór
Aż do grobu, do progu, w stopniu jak i na to patrzę
Jakbym był w teatrze, widział ten cały cyrk
To straszne tak patrzeć, z boku widowni
Oczami wyobraźni steruję kukiełkami
Odpicowanymi tak, że brakuje Ci sił i śpisz
Odwieszam to na wieszak w szatni, tam na haczyk
Odkręcam źródło prawdy, łamię karki
I patrzę prosto w oczy, kiedy wybuchnie ta petarda
Co, nie dasz rady tego teraz dźwignąć na barkach?
[Hook: Green] x2
Miałem sen, okazał się rzeczywistością
Miasto w dzień, miasto nocą, non stop
Chodzą słuchy, słuchy chodzą – mądrość
Trzeba mieć na ruchy, żeby płynąć tą łodzią
[Verse 4: Zorak]
To nie deja vu, teraz śpisz, wstaję, pościg
Obraz malowany farbami podświadomości
Zagościsz, gdzie zaprosi Cię noc z kocem
Łóżko, dom, auto, hotel czy inny nocleg
Mrok czujesz w kościach, strach płynie w łokciach
Zimne podchodzi, po głowie chodzi koszmar
Wiązka, deszcz krzyczy po szybie zza okna
Porcja snów znów chce powędrować aż do gwiazd
Kołdra, spać czy się nie poddać
Pobudzony, noc, na oczach działa śpiączka
Znów trafiła sprzączka, pas nie może oddać
To tylko sen spojrzał, oczy ma nas czworga
Widzisz, zegar nie kłamie – jest już późno
W kółko oglądasz to samo durne pudło
I smutno robi się, noc się kończy – już świta
Budzi Cię promień i ja dopiero zasypiam…