[Wstęp]
To jest siedem dni w chmurach
[Zwrotka 1]
Na zewnątrz lało od tygodnia non-stop
Wyobraź sobie blazę prosto z wideoklipów pop
Dla faceta nie do zniesienia jak jajko
Kręciłem się więc po pokojach z nabitą fajką
Gotowy żeby zapalić lada moment
I ściągnąć THC w cybuchu lekko ugniecione
To dobra metoda na dni bez wyjścia z bloku
Potrzebny tylko znak do skoku po święty spokój
Filowałem bez przerwy czy czasem się nie przeciera
W środku zaległa gęsta atmosfera
Jak wyleciało w górę wszystko
Co jeszcze nie dalej jak przed minutą było nisko
W poniedziałek, wypływam ze źródła wolny jak styl
Mój głos ma teraz zasieg na wiele mil
Rozchodzi się w przestrzeni sali dla tła blanta
Zdecydowanie mocniej niż Sierra Manta
Drugi dzień tygodnia był dla mnie prezentem
We własnej osobie wybrałem się prezydentem
Dobrej myśli, jak jest sam Dalajlama
W każdym powinna zajść mentalna przemiana
Środa, wracam nocnym tramwajem od Sierasa
Materiał jest tłusty, smak ma - pierwsza klasa
Joint razem ze stroną i sterta czarnych płyt
Dla jednych jojo, dla mnie hip-hop jest git
[Zwrotka 2]
Pamiętam w tamten czwartek drzwi były otwarte
Na biurku znalazłem kilka pobazgranych kartek
Opowiadania o mnie, ciągle bez końca
I kwaśny szablon LSD z rysunkiem słońca
Rozdarłem już następnej doby, na dwie osoby
Fantastyczna podróż chociaż wieczór trochę surowy
Kocham spacery z nią i długie rozmowy
Składam dla niej słowa jak poeta zawodowy
Noc, w sobotę biba bo biba jest tu, to
Klub wypełnia dym i dialogi suto
Drin, drin, soki, foki
Na zapleczu siedzą ludzie od koki, zrywam boki ze szpanu
Przerwa! W niedzielę wszyscy siedzą na laksie
Sączę poncz przez rurkę przy Króliku Bugsie
I zapisuję co się ostatnio stało
Jedno wiem, siedem dni to o wiele za mało
Dziękuję