Mieliśmy PRO8L3M w Katowicach. Koncertem w katowickim Królestwie PRO8L3M rozpoczął “2040_TOUR” - jesienną i jedyną trasę z dobrze przyjętym legalnym debiutem duetu. Wydarzenie wyprzedało się w zawrotnym tempie, więc organizatorzy mogli być spokojni o frekwencję. Czy świadomość pełnej sali nie zadziałała na nich zbyt rozluźniająco? Odniosłem wrażenie, że dla obecnej na gigu publiki dogranie wszystkiego na stówę miało co najwyżej zerowe znaczenie. Fot.: © Wojtek Herisz
Nabite ludzkim zlepkiem wnętrze tak, jak miało być
Królestwo miało przyjąć 7 października 800 osób, które najszybciej zareagowały na wprowadzenie biletów do sprzedaży; klub ugościł szczęśliwców przyzwoicie, jednak co poniektóre detale mogły zostać lepiej dopracowane.
Zarówno oświetlenie jak i udźwiękowienie całego show stało na wysokim poziomie. Pod tym względem miejscowa ekipa nigdy nie zawodzi.
Nieco gorzej sprawdziły się hucznie zapowiadane "efekty wizualne", które sprowadzały się do obrazu z projektora. Sam sprzęt spisywał się bez zarzutu, jednak umieszczenie go z tyłu sali, przy akustyku, trochę ponad głowami słuchaczy zaskutkowało sporym cieniem podniesionych rąk w miejscu wizualizacji. Duże znaczenie w tej kwestii miała dość nisko usytuowana scena katowickiego klubu.
Szkoda, że projektor nie został zainstalowany w innym miejscu; tym bardziej, że wyświetlane z niego obrazy świetnie uzupełniały i tak dobry występ zespołu. Fot.: © Wojtek Herisz
Spóźniam się, bo mi się spóźnia sikor
Gwoździe programu przybyli na scenę z hukiem skandującej publiczności, lecz zanim w tłumie wybuchła euforia, trzeba było skitrać pod bluzą masę cierpliwości. Od pierwszego czerwca zastanawiałem się, o ile minut spóźnia się zegarek Oskara i wreszcie po czterech miesiącach udało mi się to sprawdzić.
Trzy dodatkowe kwadranse, które fani spędzili na uzupełnianiu płynów przy dobrze wyposażonym barze oraz selekcji równie dobrze dysponowanego DJa Roki, to niezbyt zabawny kawał czasu nawet przy założeniu, że obsuwa jest piątym elementem hip-hopu i wypada ją celebrować. Ale warto było czekać! Fot.: © Wojtek Herisz
Oskar i Steez to w pełni profesjonalni wykonawcy; duet zagrał sztukę bez większych potknięć, przez co skutecznie poniósł odbiorców. Rap Oskara na żywo nie odstaje od wersji studyjnej. Technicznie wszystkie kawałki zostały przez niego zarapowane poprawnie. Tylko podczas grania "Dr Melfi" dało się usłyszeć małą pomyłkę w drugiej zwrotce. Jednak przy tak wymagającym i skomplikowanym materiale, ta pojedyncza wpadka w żaden sposób nie rzutowała na odbiór idealnie zagranej reszty. Fot.: © Wojtek Herisz
Setlista zaimponowała mi z dwóch powodów. Pierwszy z nich to przemyślane wplecenie starszych hitów w kawałki z nowej płyty. "Stówa" zagrana zaraz po "777moneymaker" wpasowała się idealnie, co dodatkowo podkreślił Steez - "Wyszedłem z kasyna spłukany. Została mi ledwo..." - nie musiał kończyć, ucieszona publika zrobiła to za niego.
Drugi powód, by pochwalić chłopaków za dobre przygotowanie to fakt, że przedzielili skoczne bangery całym pasmem wolniejszych tracków gdzieś w połowie trwania koncertu. Zebrani sympatycy mieli zatem czas na regenerację sił i głębszą refleksję. Fot.: © Wojtek Herisz
Bawię się jak Mick Jagger
Dawno nie widziałem tak żywiołowo reagującego tłumu jak w tym dniu w Królestwie; każdy obecny pod sceną przyjechał do klubu w świetnym nastroju i nic nie mogło tego zepsuć.
Obsuwa?! Pij piwo, nie pierdol! Za mała szatnia?! Nawet z ciuchami zrzuconymi na podłogę było by za gorąco! Zasłonięty obraz?! Przecież znamy teksty na pamięć! Fot.: © Wojtek Herisz
Dlaczego więc nie podzieliłem stanowiska większości wniebowziętych fanów i nie potrafiłem czerpać z koncertu pełnej satysfakcji? Najwidoczniej ja to przy nich prawie stary zgred już.