Po deszczu gwiazd Na łące popiołów Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów Z ocalałego wzgórza Można objąć okiem Całe beczące stado dwunogów Naprawdę jest ich niewielu Doliczając nawet tych którzy przyjdą Z kronik bajek i żywotów świętych Ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem Do gardła doliny z którego dobywa się krzyk Po świście eksplozji Po świście ciszy Ten głos bije jak źródło żywej wody Jest to jak nam wyjaśniają Krzyk matek od których odłączają dzieci Gdyż jak się okazuje Będziemy zbawieni pojedynczo Po deszczu gwiazd Na łące popiołów Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów Aniołowie stróże są bezwzględni I trzeba przyznać mają ciężką robotę Ona prosi - schowaj mnie w oku W dłoni w ramionach Zawsze byliśmy razem Nie możesz mnie teraz opuścić Kiedy umarłam i potrzebuję czułości Kiedy umarłam i potrzebuję czułości Starszy anioł Z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie Staruszka niesie
Zwłoki kanarka (wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej) Był taki miły - mówi z płaczem - Wszystko rozumiał Kiedy powiedziałam Głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku Głos jej ginie wśród ogólnego wrzasku Nawet drwal Którego trudno posądzić o takie rzeczy Stare zgarbione chłopisko Przyciska siekierę do piersi - całe życie była moja Teraz też będzie moja Żywiła mnie tam Wyżywi tu Nikt nie ma prawa - powiada - Nie oddam Nie oddam Nikt nie ma prawa - powiada - Nie oddam Ci którzy jak się zdaje Bez bólu poddali się rozkazom Idą spuściwszy głowy na znak pojednania Ale w zaciśniętych pięściach chowają Strzępy listów wstążki włosy ucięte I fotografie Które jak sądzą naiwnie Nie zostaną im odebrane Które jak sądzą naiwnie Nie zostaną im odebrane Tak to oni wyglądają Na moment Przed ostatecznym podziałem Na zgrzytających zębami I śpiewających psalmy Po deszczu gwiazd...