Niedaleko od Warszawy Wschodniej mieszkał Janek,
Żenił tam płyty z filmami i gazety, każdy ranek
Witał go zapachem ludzi, którzy źle przespali noc
Robota jak robota, jako tako szło
Lubił przerwy na szluga i dziewczyny w biegu latem
Czasem któraś przystanęła kupić pismo z Pittem Bradem
Albo przeglądała okładki komedii romantycznych
Uśmiechał się hurtowo, choć miał handel detaliczny
Śliczne i brzydkie, zbyt anorektyczne
albo grube jak balony klimatyczne
Miał wybór, więc zagadywał te fajniejsze
jedne się śmiały, drugie milczały jak gejsze.
W codziennym znoju brat, on szukał tylko odrobiny miłości tak
w szarości głupich dni, czekał aż ktoś powie "to ty".
I któregoś dnia trafił go jasny grom, grom miał niebieskie oczy i włosy blond
Nogi do ziemi i uśmiech do gwiazd, chciał czy nie chciał Janek totalnie wpadł
Zwykle nie zapominał języka w gębie, teraz zapomniał po polsku mówić zupełnie
Za to ona zagadała, że teraz będzie jeździć co weekend ze Wschodniej na uczelnię
Po mięsiącu nabrał odwagi na tyle, że nieśmiało jej pokazał do kina Praha bilet
Krótko trwały pertraktacje, dziś od uczelni ona zrobi sobie wakacje
Rację mają ci, którzy radzą, nie pisać o pierwszym pocałunku żadną razą
Bo każde słowo kłamie na ten temat, Janka mina po tej randce starczy za poemat.
W codziennym znoju brat, on szukał tylko odrobiny miłości tak
szarości głupich dni, czekał aż ktoś powie "to ty".
Zmiany, zmiany, zmiany jak rany, Janek znalazł w sobie talent nieoczekiwany
Kunszt komplementów niemal zapomniany, park przy zoo przespacerowany
Bardziej zadbany, zawsze uczesany, zabierał ją do kina, w końcu na obiad do mamy
Potem u jej rodziców zaakceptowany, powoli wjeżdżają poważne plany
I jakby mniej piwka i z ekipą wyjazdów, za Legiunią czy na grilla na działkę za miasto
Zawsze we dwójkę, jeśli gdzieś nawet. Mama po tajniaku kupiła nową zastawę
Będzie jak znalazł na prezent na potem, pokój po bracie gotowy, a pilotem
szukanie w telewizji programu o ślubach, niedaleko Wschodniej miłość czyni cuda.
W codziennym znoju brat, on szukał tylko odrobiny miłości tak
W szarości głupich dni, czekał aż ktoś powie "to ty".
Taka sobota, co mota maj, on wyjechał gdzieś na mecz w kraj
Ona na dworzec, bo egzamin co spędzał jej z powiek sny
Oczy zmęczone, wlepione w skrypt, szybko na peron, słychać już zgrzyt
Osobowy się wtacza, a z drugiej mańki leci ekspres.
Dziś niewyspanie, a może błąd, krzyk ludzi słychać daleko stąd
Krew rozlewa się po torach niespiesznie
Warszawa Wschodnia dała, Warszawa Wschodnia zabrała
Warszawa Wschodnia dała, Warszawa
Warszawa Wschodnia dała, Warszawa Wschodnia zabrała
Warszawa Wschodnia dała, Warszawa.
W codziennym znoju brat, on szukał tylko odrobiny miłości tak
szarości głupich dni, czekał aż ktoś powie "to ty".