Mówię ci, ziomek, nieważny jest szmal Moje miejsce to mały domek, nie Taj Mahal Masz poukładane w głowie, a w mięśniach stal Więc powiem ci, co jedyne jak Chrystusowy Graal Jedyne układy są nie do spalenia Uważaj, bo trudne są do odtworzenia Kiedy będziesz mówił rzeczy nie do mówienia Brzydził będziesz się własnego imienia To, co mówią w zazdrości, jest nieważne, Włodi Tak jak to, że ktoś za klopsy graffiti robi. Płytowy debiut Wzgórza z 1995 roku był czymś bezprecedensowym i jak to z większością takich płyt bywa, z dzisiejszej perspektywy pachnie amatorką. Późniejsze o dwa lata „Centrum” to już narkotyczna, hipnotyczna, spójna, niby inspirowana Kalibrem 44, a jednak o wiele bardziej własna płyta. Prowadzi ona do najlepszego w dyskografii grupy „Trzy”. Album z 1998 roku nie imponuje może jako zwarta całość, ale jako suma zróżnicowanych, fajnie pomyślanych, zapadających w pamięć i zdatnych do wielokrotnego użytku utworów już jak najbardziej. Kawałki z warszawskimi gośćmi stanowią paradoks – to ewidentnie największe przeboje, a zarazem dowód na to, że pionierzy w obliczu zaproszonych tracą tożsamość i wyrazistość. W „Co ważne, a co ważne nie jest” spośród kielczan wyróżnia się jedynie Zajka – wylicza, literuje, odwołując się do „C.R.E.A.M.” Wu-Tang Clanu, zwraca na siebie uwagę. Jego koledzy przerymowują zwrotki, jakby chcieli mieć to czym prędzej z głowy. Tymczasem Molesta jest w formie. To zbasowana, agresywna perkusja i patos w samplu w podkładzie autorstwa Włodiego, a przede wszystkim kilkanaście prowadzących od indyjskiego Taj Mahal po służewiecki mur, najeżonych ulicznymi bon motami linijek Vienia wpisuje „Co ważne...” na listę klasyków rodzimego hip-hopu