Oto ja – za dnia o kolejne dni toczę walki
Gdy noc zapada, składam te kawałki
Chcę, by mówiono o nich: „Elo, wypas, mistrz
Nieban*lny przekaz, plus eklektyczny bit”
Czujesz mnie? Mam nadzieję, że tak
Dwa światy w jednym wielkim gościu
Oto ja – ten, co na scenie do mikrofonu gada
A za mymi plecami DJ cuty składa. Wydana późną wiosną 2002 roku płyta Tymona Smektały „Zmysłów 5” do dziś może być definicją terminu „artystyczny progres”. Wcześniejsze produkcje wrocławskiego rapera i dziennikarza, pracującego dla będącego wówczas niemal wyrocznią magazynu „Klan”, nie były przyjęte nazbyt pozytywnie. Czy to na nielegalnym „Szelmie”, czy już na regularnym „Świntuszeniu”, gdzie wystąpił pod pseudonimem Świntuch, za wiele było momentów zwyczajnie złych, denerwujących, aby wracać do tych wydawnictw. „Zmysłów 5”, promowane wybitnym „Oto ja”, nie powielało żadnych błędów poprzedników, a wręcz przeciwnie – niemal wszystkie wyeliminowało. Smektała i produkujący materiał Magiera stanowią tutaj jeden organizm, liryczne popisy Tymona lśnią na tle pięknych soulowo-jazzowych kompozycji, które moglibyśmy z powodzeniem wysłać na eksport chcąc pochwalić się tym, co w polskiej muzyce najlepsze. Zwraca uwagę, że nagrywająca album, raper, świadomy problemów z wymową, wyeliminował w zasadzie słowa, w których była litera „r”. Ten zabieg tylko podkreśla, jak ogromnej pracy wymagał longplay, ale efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Tymon chciał, by mówiono o jego kawałkach z uznaniem i cel osiągnął