I tak szlag trafił nasze wszystkie mądrości
Zostały nam tylko proste przyjemności
Jak stokrotkami zaskoczyć partnerkę
Pstryknąć se kapslem, kopnąć butelkę
Albo puszką po piwie wygrać konkurs wsadów
Jamesem Brownem obudzić sąsiadów
Proste jak pierwsze promienie po zimie
Jak w ciepłe wieczory rozmowy z nią przy winie
To coś więcej niż opcja typu „liż mała”
To bardziej dla duszy niż ciała
Jak na białych kartach liryka od Asnyka
Jak dźwięki Davisa w głośnikach
Znikam w mieście pełnym pustych dusz i pozorów
W małych namiętnościach szukam swych kolorów. Duchowa przemiana, którą przeszedł Pelson od czasu, gdy stawiał pierwsze kroki na rapowej scenie u boku Molesty, w pełni uwidoczniła się na jego premierowym solowym wydawnictwie. „Sensi” z 2005 roku to porcja nieprzekombinowanego hip-hopu, w przypadku tego numeru mocno funkującego za sprawą dogrywanych na żywo klawiszy Seba Skalskiego, modulowania wokalu w refrenie i po kalifornijsku rapującego Mesa. Hip-hopu pozwalającego na spokojny oddech po męczącym dniu, będącego prostą, niczym nieskażoną przyjemnością. Szkoda tylko, że tak bardzo niedocenionego przez fanów. Być może nie wszystkim pasował Pelson, bo zamiast opowiadać o trudnym życiu na osiedlu i stosunku do policji, woli kontemplować jazzowe albumy, cieszyć się towarzystwem kobiety i afirmować tę jasną stronę codzienności?