Myśląc, że to koniec, popełniłeś wielki błąd, bo
Co powiesz dziś, gdy wracamy na front, co?
Wracamy, pseudo rap zalicza glebę
Molesta – jeden joint z czterech torebek
Ej, królu, mam dla ciebie komunikat:
Przykro mi, lecz z twojego tronu lipa
Do domu wypad, powczuwaj się przed lustrem
Ja dam ludziom styl, nim na zawsze usnę
Oni gdy słyszą Molestę, mówią „respekt”
Dlatego wciąż tu gram, wciąż tu jestem Czwórka warszawskich raperów pokazała w 2006 roku, jak wrócić na scenę z wielkim przytupem. Wrócić jako zespół, bo przecież okres sześciu lat dzielący albumy „Taka płyta” i „Nigdy nie mów nigdy” upłynął członkom zespołu mocno pracowicie. Czuwali nad kompilacją „Radio Ewenement 5 G FM”, nagrywali w duecie (trzy płyty Vienia i Pelego) odrębnym zespole (Wilku w Hemp Gru) i solowo (dwie płyty Włodiego i jedna Pelsona) wrócili jako band dojrzały, świadomy swojej roli i pozycji na rapowej scenie, ale wciąż głodny mikrofonu. Progres zanotowała Molesta Ewenement jako zespół, ale przede wszystkim każdy jej raper z osobna. Niby był to czas, gdy do popularności dochodzili młodzi gniewni stawiający na techniczne wygibasy, mogący się pochwalić mnogością flow. Ale warszawska grupa była ponad tym. Wyborne wyczucie co do beatów, niesamowita charyzma, poruszające historie – tak, to było naprawdę wejście z buta. Follow-upy do własnych szlagierów, prosty ale niosący energię beat, taki też teledysk. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy w 2006 roku, długo po debiucie, weterani sceny potrafią jeszcze zaskoczyć, Molesta przygotowała ripostę tak mocną jak najbardziej precyzyjne ciosy Andrzeja Gołoty z jego złotych czasów