Bo kiedy bierzesz wdech, da się wyczuć pech tych ulic
To zeszły wiek wszystkich nas tak znieczulił
Pomoc dla nas to populizm, nie raz nim nas opluli
My to ten gorszy naród – biedy, brudu i żuli
Przekuli nasze dobro na nasze wieczne brzemię
Dziś nie patrzą już w oczy, patrzą pod ziemię
Spełnione obietnice, znów ściema po ściemie
Wraca im czucie, gdy tu wraca cierpienie
A nam zostaje niebo i kolory dzielnic
I przekonania ojców, którym jesteśmy wierni
Smak tej wody, zapach tych miejsc
I zlepek historii, mistyki i tajemnic. „O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień” to mocny refren. Hip-hop takie lubi. Wystarczy włączyć wrażliwość, dobrze go posłuchać, a ustawi i rapowane zwrotki, i teledysk. Ponoć śląscy MC już wcześniej starali się o współpracę z jego autorem, Janem „Kyksem” Skrzekiem, czując wagę słów, które przed laty wyśpiewał. Miuosh, najskuteczniejszy obecnie reprezentant południowej sceny, w końcu do tego doprowadził. Zdolność przeskoku od bolesnego, socjologicznego spojrzenia i publicystyki po osobiste, liryczne podejście do własnej małej ojczyzny zasługuje na szacunek. Resztę robi diablo efektowne przejście poruszającego bluesowego wokalu do posadzonego na clapach beatu, niczym u Jaya-Z zgrabnie wykorzystującego chór dziecięcy, a do tego perlące się w tle instrumenty. Zarzuca się Miuoshowi, że szczyty list sprzedaży udało mu się osiągnąć dzięki sprytnej, łatwo przyswajalnej syntezie cudzych stylów i zdolności wyczucia, skąd akurat wiatr powiewa, ale takie dywagacje nie są w tym wypadku istotne. A nuż Śląsk doczekał się wreszcie adwokata zdolnego nie zaprzepaścić swoich możliwości?