Nigdy nie chodzę kanałami, choć bardzo lubię underground.
Zawsze dobre dupy z nami, a w kieszeni gruba pęga,
do tego ten dar, za który dałbyś się pociąć,
styl i wokal, przy którym cipy się pocą.
Te hity nocą powstają z mym ziomem Szczurem,
piosenki, które nawet niemi śpiewają chórem.
Masz wkład w tą kulturę, mój wkład, wkład jego.
Możesz mówić, że to chuj, ale nikt nie ma większego.
To jest świeży powiew, który zamiata jak halny.
Żadne „Szpilki na Giewoncie”, widzę igły na Centralnym.
Biało-czerwone barwy, lokalizacja WuWuA
i siła naszej prawdy, większa niż siła w muskułach. Marcin Flint:
Powrót boom bapu do łask objawił się w Polsce na różne sposoby. Podczas gdy Hurragun miał na przykład w 2011 roku pomysł, żeby brzmieć dokładnie jak w latach 90., dostrajając beaty i sposób nawijania do Das EFX, House of Pain i D.I.T.C., tak JWP/BC ma inny patent na nawiązywanie do klasyki. W „Blam” z wehikułu czasu jest tylko refren (wykrzykniki, onomatopeje i zgrabnie przestawiony akcent w słowie „chuligan”), a do tego może jeszcze perlący się po nowojorsku sampel pianina. Szczur bowiem podciągnął brzmienie pod wymagania 2013 roku, a raperzy dostosowali ostrość wersów do współczesnych podniebień. Ta ekipa rozpoznawana jest dzięki brudnym głosom Kosiego i Ero – ten drugi ukradł zresztą numer, wypluwając z przepalonego gardła zniewagi najcięższej kategorii i to jedna po drugiej. Cieszy jednak również dobra forma Mikiego i Łysola, gdyż w ich linijkach też potrafi zaiskrzyć. Choć pierwsza płyta udała się JWP średnio i ekipa słynie obecnie z mocnych singli, ilustrowanych dynamicznie montowanymi klipami pełnymi graffiti oraz stylowych ujęć, to pytanie o drugi krążek zaczyna wisieć w powietrzu.