Duży dzieciak a.k.a. mały starzec
Jeden dziewięć osiem trzy, dwudziesty siódmy marzec
Data, to wtedy Cirson zaczął wymiatać
Tworzy od narodzin, nie zawodzi, odkąd chodzi, baka
Nie ma bata, gada bragga, to nie bagatela
Lata bitolotem po batatach i nie potem, teraz
Cira naciera, bo ciary na ciele cieszą
Ziele siekane sieje, nawet bit nim przesiąkł. Choć nie tak błyskotliwy jak Reno i mniej wyluzowany niż Smark, był Cira najbardziej kompletnym raperem, jaki objawił się w podziemiu, a przy okazji nowym otwarciem dla sceny białostockiej. Cieszył charakterystycznym, opanowanym głosem i językowym warsztatem. Robił, co chciał. Mógł opowiadać, snuć refleksje, piętnować i ostrzegać, jednak najefektowniej na „Zapracowanym obiboku” prezentują się zabawy formą w trueschoolowej konwencji. To właśnie esencja utworu „Cirap”. Miarowe terkotanie flow, ciągi instrumentalizacji głoskowych, rym przekładany miarowo i sprawnie przy jednoczesnym zachowaniu przejrzystości treści na pełnym, budowanym na wyrazistych bębnach i ciętym samplu beacie, jako żywo przypominają osiągnięcia Blackalicious czy Phi Life Cypher. Ma Cira tyle słów, że bez problemu i z sensem mnoży kolejne na zadaną sobie literę alfabetu, z kapelusza wyciąga punchline'y, wciela się w role, a flow wystarczy, żeby się przy koordynacji tego wszystkiego nie potknąć. Jedynym problemem „Zapracowanego obiboka” było to, że trzeba było go potem przeskoczyć czy chociaż mu dorównać. I z tym nie poszło już tak łatwo. Album doczekał się za to oficjalnej reedycji