[Zwrotka 1.] Moja moc to ciężka praca przez czas I nie mam wzorów a do twoich ziomów [?] Pecha ma pedał, desperat teraz nalega na legal Zniknie kometa Halleya, to per aspera ad astra Pierdole ich, słowem związek to dosłowne Oni odchodzą od zmysłów, to ja dochodzę do formy I przestań brać w cudzysłów, to że ciągle jestem dobry Bo mogę grać za trzystu, być jak Mars bogiem wojny To mój Matthaus i sprawiam, że [?] popada To ich chandra, porażka, że zagram znów bragga Demonstracja, że nie każdy wariat ma kaftan Poróżnia nas psychiatra, kuracja i dawka Mój zodiak, zjada nowe twory z onkologiem Byłbym po chuju, gdybym nawijał po tobie Złośliwy charakter i ten wers petów dobije Pojadę im bez końca pancze - perpetuum mobile Jak idzie tu o rap, ja do roboty maszyna Jak nie pociąga ich ta linia, mogą skończyć na szynach To jak sto gwoździ Golina, młotków co chwila zaginam Nie będę gwoździem programów, bo sam tu program i wbijam Mainstream to rondo, bo jadą w kółko tak samo Pieprz, że mi nie wolno i kto dał mi prawo Ja pytam o cenę, o ocenę jak te pizdy wyszły Chcą odświeżyć scenę no to dam im zimny prysznic Siedem nieszczęść, góra drugie tyle pod scenami Polskie duety, bo nieszczęścia chodzą parami Ogólny paraliż, weź sylaby oddziel, teraz jasno? Kiedy słyszę jak kaleczą rap, jestem eutanazją Ja to igła w stogu siana moje voodoo kuje szpilki Splunę na te pizdy, nie zostawię suchej nitki Końska dawka tego rapu mnie zmieniła w pół-człowieka Wchodzę jednocześnie z pieści i z kopyta #centaur [Zwrotka 2.] Wiara nie boli, jej nie zmieniam, jebać polimorfię Większość nagrywa w mono pojedyncze, więc to monotonne
Ja jak De Mono, Rocko wodzę starą szkołą jak Harvard I to mój rok, bo dobrze rokuje, chociaż kolo gram rap I jestem wart wiele jak Rafael van der Vaart Liczą na fart cwele, nie wydaje underground I nie podskoczą mi geje, bo to nie Canberra Nie patrze w dal przed siebie, tylko czekam tu i kampię na Gejowski rap - wbite mam, co na refrenach śpiewasz Zabije ci ekipę, zapłaczesz po kolegach w trenach Powieszę pedałów na pętlach, na gałęziach drzewa To ci co, księża szukali boga na ich podniebieniach Się nie pierdole, jak by chcieli, ja to szybko zrobię Na łeb worek i nie ściemniam jakbym miał już nyktofobię Można było odejść, kopię dół by ścierwo gniło godnie Czy to krzesło czy to może, leci pare kilo z prądem To wyrok jak za pare kilo, niezwyrodnienia stawów Ich ciała jak woda w kolanie - do wyłowienia ze stawu Wybieram z zestawu, brzytwę miecz i sierp Patrz jak niewyrodny zwyrol [?] wyrąbie dziś w pień Wypije twoje zdrowie chłopak, po czym sobie beknę Chcesz to wypij ze mną do dna, wypij tam gdzie twoje miejsce Wersy jawnie oszukane, jak trafione ręką boga Przez co się już rzadko pokazuje, raczej Często chowa Stara szkoła wyważona, nowa wywożona przez nią Połowa niezrównoważona, chcą równości - równam z ziemią Gęba nie wyparzona i się sparzysz na tych słowach Nie wiem co chciałeś zwojować, skoro piszesz linie Maginota Z politowaniem patrzę, jak gra jest niema #Pola Negri Nie zobaczą tłumów już na scenach #Andrea Bocelli Afera się kręci, powiesz że to cut na pętli Sto dwa powody by cię zabić za ten rap jak Breivik