Niespiesznie wschodzi ozimina
I serce boli przed wieczorem,
Ostatni ludzie wyszli z kina,
Świecą latarnie krzywe, chore.
I na przystanku pustym, nudnym
Spiesznie zapinam płaszcz pod szyją,
Cios był śmiertelny i okrutny,
A przecież niewątpliwie żyję.
Żyję, żyję i kwitnę,
Blizną pokryje się blizna,
A moje oczy błękitne
Zachłysną się znów, zachłysną.
I dobrze tak, i tak trzeba,
I wolno tak, i należy,
Zanim się wejdzie do nieba,
Trzeba przez chwilę nie żyć.
Ostatni tramwaj gości zbiera,
Chyba ich było za dużo,
Cieć mi otwiera bramę nie raz
I miłość ciągle pachnie różą.
I w mym pokoju starym, lichym,
Spiesznie rozbieram się z bielizny.
I w ciszy tej sposobem cichym
Znów bolą blizny, stare blizny.
Żyję, żyję i tańczę,
W sercu jeszcze ochota,
Biały kwiat pomarańczy
I tęsknota, tęsknota.
I dobrze tak, i tak można,
Kto mi to kiedyś policzy,
Że byłam tak nieostrożna,
Życie puszczając ze smyczy.
Żyję, żyję i kwitnę,
Blizną pokryje się blizna,
A moje oczy błękitne
Zachłysną się znów, zachłysną.