[Verse 1: Marvin] Od zawsze męczyła mnie przynależność, nigdy nie chciałem być kogoś częścią Od zawsze męczyła mnie przeciętność, nigdy nie chciałem być czegoś częścią (pozmieniało się) Priorytety, plany (pozmieniało się) Autorytety, ideały (pozmieniało się) Epitety, banały (pozmieniało się) Nie znam już siebie na pamięć, zbyt wiele zapomniałem, cóż Wiem, że to nie odpowiedni czas Widzę w sobie coraz więcej zła I nie mam pojęcia co zrobić, by nie wpadać w trans... Cybernetyków, choć siedzi we mnie humanoid i milion drobnoustroji, które chcę Ci dać Mam dekadenckie nastroje, kryje się pod każdym pozorem, by obnażyć swą prawdziwą twarz Bezgranicznie ufam Ci póki nie stracisz szans i jestem obok, jeżeli nie dasz mi powodów bym spadł Choć przejechałem się nie jeden raz, nie oczekuję od jutra i siebie diametralnych zmian
Reperkusje to jedyne wyjście, to wszystko coraz częściej staje się zbyt oczywiste (dla mnie) Kiedyś chciałem zmienić tyle istnień, dzisiaj w nie radzeniu sobie z sobą jestem mistrzem (paradoks) Ambicje zabijam lenistwem, lenistwo - pomysłem, który i tak nie przyniesie nic dobrego Psychiczna niemoc jest moją ascezą, dlaczego zawsze do tego prowadzi szczerość Odmówiłem sobie zbyt wielu przygód, sam już nie wiem czy to plus czy minus, obserwując z tyłu Dostrzegam więcej, ale nie przeżywam tego jak introwertyk, jestem zbyt prosty by dawać szczęście Wciąż próbuję odnaleźć swoje miejsce w szeregu, mam już dość dążenia na ślepo do celów Wyimaginowanych tak bardzo, że wciąż oszukuję samego siebie, bez celu...