[Verse 1: Marvin]
Dążę do niej tak uparcie, że to przysłania mi całą resztę
Ale makiawelizm póki co jeszcze nie zmienił się w obsesję (wiesz)
Na całe szczęście moja filuteria nie pozwala mi rozpętać piekła i pożegnać się
Z tym co miałem, mam i mogę mieć na rzecz
Wielkiej niewiadomej, z którą nieudolnie próbuję się zbiec
Oddam Ci swoje 5 minut, najpierw trud później triumf
To jedyny azymut mający dla mnie sens
Trwonię czas jeszcze bardziej niż kiedyś
I ponarzekam pewnie na to jeszcze nie jeden raz
Chyba, że jutro zamiast zawodu przynosi niebyt
I nie będę miał na to już kolejnych szans
Nie wiem jak gadać z nimi, bo każdy jeden
Chwali się ile ma teraz, wyrasta nowa bariera
Potrafię doceniać tylko to czego nie mam,,
Bo ból istnienia poodbierał mi każdy z powodów by żyć
[Bridge: Marvin]
Staję się coraz bardziej pejoratywny, by świat
Zaakceptował to kim mogę się dla niego stać
I pokazał mi lepsze strony swojego dna
Tylko po to, bym przypomniał sobie ile wart
Jest każdy oddech i każdy spędzony z Tobą czas
Każdy bodziec i każdy wdrożony w życie plan
I jeśli spytasz czy wyniosłem z tego co się da
Odpowiem, to moja eudajmonia....
[Verse 2: Stanki]
Zawsze mam jebane dreszcze, gdy patrzę przez ramię
Tak jakby jednocześnie awersję i nostalgię
To poczucie winy, bo szybko wybaczę
Prosta przyjemność z grzechu i wybacz mi Panie
Za jej łzy nad ranem, za zaniedbanie
Za zamiłowanie, by zawsze zjechać na krawędź
Daje do myślenia zabierając w piersiach dech (widok)
Potencjalny upadek zachwyca dynamiką
Dlatego piszę każdy wers tak jakby miał być ostatnim
Wiem, że to próżne, lecz już wali mnie czy gdzieś to trafi
Życie, monitory, kartki - światło dnia mnie drażni
Zrzucam ciśnienie jeszcze ubierając to w szmaty pasji
Wolne żarty, oczekiwania spełnię? Nie
Już wolę spełnienie, mam różne moce, wiesz
Różne karty, ale chciałbym kontrolę
Wymiar czwarty tak nieobliczalny, ja znów spierdolę
[Verse 3: raus]
Napiszę Ci w liście,że kiedy pada
Kiedy pogoda jest szklana: ja pobije ją dla nas
I płynę przez życie po tych wypranych mózgach
Znowu jest burza w mojej pogodzie ducha
Świat jest chory i chce jego leki już
Dzieci Kwiaty więdną od powodzi znów
Na powódź słów ja mam parasol ochronny
Na swoje barki nawet wezmę potopy - a Ty?
Ty daj mi rękę: chodźmy na tratwę
Moje morza tulipanów są Twoim oceanem
Zbudujemy z kropli swoje Szklane Domy
Wszystko nam wyjdzie gdy połączę kropki
Rozbujam Twoją huśtawkę emocji
Będę tym co czujesz po ostatniej kropli
Głowę mam w chmurach więc czeka mnie gleba
Nawet pies nie naszcza na ich znaki - z nieba