...a ja spijam tanią wódę po spelunach I z babami się zadaję nierządnymi Wieczorami się przemykam pod murami W masce szczura co cię sprzeda w każdej chwili Moje ciało przypomina stary worek W który wrzuca się nieszczęścia tego świata W szkło źrenicy zbieram blask bezsennych nocy Zarośnięta twarz sumienia cała w chwastach Ja w pokera z losem gram o każdej porze Rzadko kiedy trafi się odrazy para Całą stawkę zgarnia on karetą drwiny Jutro rewanż — splunie w mordę na odchodne Wyrzygałem całą litość do ostatka Nie współczuję już nikomu — nawet sobie Pozbijałem wszystkie lustra dookoła Wszak na twarzy cała dusza się maluje
Kiedy kładę się nad ranem wciąż bez grzechu — wiarę w grzech ja odrzuciłem przed wiekami — Ledwie wchodzę w jakieś nieprzytomne ciało Nie dbam o to czy jesteśmy wtedy sami Gdy obudzę się uciekam kundla tropem Co kopnięty nawet w mordę nie zaszczeka Spojrzy ledwie na oprawcę mętnym wzrokiem Pędzi szukać resztek żarcia po śmietnikach Pędzi szukać resztek życia po śmietnikach Gdy mnie spotkasz, nie uwierzysz, że istnieję Jak zły sen przerywasz linię mego życia Od zwierciadła twarz odwracasz z obrzydzeniem I rozbijasz naszą szklaną twarz kamieniem Milczeniem