[Zwrotka 1: Hase]
Żadna z ran nie boli, odpłacę za każdą
Precyzyjne cięcia w gardło, w walce spada łeb gładko
Jedzie Radom, pozerze, składaj hołd, wstyd za Ciebie
Jebie żołd, przebyłem drogę po całe te ziemie
Gdy uśmiecham się pazernie los chętnie wyciąga rękę
A to coś z Demona we mnie, skuwa lodem całe prerie
Lece pewnie, siłą umysłu wstrzymam pęd powietrza
Rozpierdalam wnętrza żyły, gdy ukarzę oczy węża
Wilk zawyje, a Was kurwa zbije z nóg ten ryk na zawsze
Gdy przyjebie w bębny ryjem tych co fałszem hańbią kartkę
Moje armie, gdy luzują krok, to po to by krew wypić
Zwłoki gotują się w słońcu, gdy znów odchodzimy syci
Siła mięśni co wysyła w target moc dwustu uderzeń
Dla popisu rżnę se gardziel, gdy zamieniam się w to zwierzę
I im bardziej szarpiesz się w uścisku dłoni, tym śmiech większy
Kocham dźwięk miażdżenia skroni, wystrzał broni, płacz tutejszych
Ludzie wieszają się w miastach, gdy zwiadowcy puszczą wici
Że na horyzoncie sztandar przedstawia trzy głodne wilki
Tatuaże na mym ciele malują przyszłości ciemność
Legendarny, jeden z trójki, nazywam się "Nieśmiertelność"
[Zwrotka 2: Krys]
Połóż na nieswoim łapy to odgryzę w szale
A własnymi was docisnę właśnie przechylam szale
Tak się bawię, kości robią jako bierki
A jak widzę wredne gęby obraz twarzy zmienia się w obierki
Kocham gardzić, przy tym minę mieć Jokera
Umiałeś się zeszmacić, przywyknij do twarzy w melach
Teraz błagaj, ulubiona scena akcji
Ale kurwa się wzruszyłem, aż wzruszyłem ramionami
Stoję na twojej drodze, drodze do celu
Rozdaje krzyże, tak mi do śmiechu
Największy ubaw, mają uraz, chcą się odgryźć
Spłodzić dobre wersy, wyszedł poroniony pomysł
Do granic lekceważę a najlepsze jest to że
Chujowe i słuchałem, taka kwintesencja wrażeń
Płynę z echem śmiechu, który w ciemnościach przeraża
Jeden z wilków, (siema!), mów mi "Pogarda"
[Zwrotka 3: Jan*sz]
Jestem synem puszczy, gdzie przy ogniu śpiewał puszczyk
A wąż co się łuszczy, spijał słowa z ust mych
W reku wasze czaszki, dla igraszki jak grzechotki
Wiszą na kręgosłupach jak trofeum z rąk mych
Nim wzięliście mikrofony by nadać moc słowu
W mięso wbiłem szpony, w pradziadów waszych bogów
łapczywie piję krew gdy czuję wilczy zew
Lubię gdy was obrasta strach jak totemy mech
Nie znam znamion czasu wyśmiewam zegara tarcze
Nic mi nie odbierzesz bo ziemia drży gdy warczę
Zjadam całe nacje gdy z legionem pełznę
Schowaj swoich bliskich gdy zły bije w werble
Naszyjnik z oczu ofiar dynda z karku jak przestroga
Złote pierścienie na palcu straszą pogan
Gdy wskazuje palcem płoną wioski miasta
Rozszarpuje wszystko nie liczy się dla mnie kasta
Lista moich pragnień długa jak podróż odysa
Wytnę drewno lasów by krwią ją opisać
Niekończący się apetyt zeżre szczęście miłość
Gdy wyjdę z puszczy nadadzą mi imię "Chciwość," Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska