W mętnych wodach rzeki wspomnień
opadłych w toń bezczasu
bije tętno dawnej chwili
Niczym zagubiona gwiazda niebios
Zimna gwiazda pośród lodów
czarne świty niemocy ducha
Apatyczny bezdech trwania
Czarny świt dla nocy życia
Zagubione na krach czasu
światło wspomnień niknie w toni
pogrążając się pod ciężkim lodem
by dryfować z nurtem rzeki czerni
W mętnych wodach czarnej rzeki
poczerniałych od popiołów
na spalonych mostach życia
tli się iskra dawnych cierpień
zasnute dymem wspomnień
zimne Słońce zamraża wody
martwe gwiazdy płyną z prądem
beznamiętnie czekając kresu czasu
Nie ma ujścia rzeka czerni
I bezdenna jest jej toń
Dzień mętnieje w mgnieniu chwili
Pogrążając się pod lodem
Dryfując ku powierzchni
Samotna ginie przeszłość
Kiedy góra okazuje się być dnem
Gdzie spoczęło całe światło
Dryfując ku odmętom
umiera wszelki blask przeszłości
Dno tej rzeki to grobowiec
Światła które zdusił czarny lód
W czarnej toni rzeki czerni
Bije tętno zmarłej bieli
Jak świątynia martwych losów
Sanktuarium klęski ducha
Nie ma ujścia rzeka czerni
I bezdenna jest jej toń
Jej odmęty to stan ducha
Gdy pogrążasz się pod lodem