Czarna szadź pokryła
Czarne pąki wiosny
Życie zdławione w zalążku
Zmrożony świt w wieczności
Wstrzymane tryby świata
Skurczonego w dłoni czasu
Zamkniętego w szklanej kuli
Beznamiętnie trwającego
Załamane światło życia
Odbite w otchłań dziejów
Załamana przestrzeń losów
Nieskończonych, zamarłych w szadzi
Na zawsze
Na nigdy
W czarnej bieli
Utraconych świtów
Biała szadź pokryła
Białe pąki wiosny
Chociaż czerń przechodzi w biel
Światło wciąż złamane w locie
Zatrzymana młodość
Niezrodzony dech
Szadź
Ze szczytów parhelium
Rzuceni w brzask podsłońca
Uwięzieni w szadzi życia
Która wciąż nie chce tajać
Niczym światło w okowach mrozu
Tańczymy czekając zmiany
Lecz zmiana to ułuda
Gdy szadź zaledwie zmienia kolor
Niezrodzeni
Nigdy nie rozkwitniemy
Zatrzymani
w blasku świtu swoich żyć