[Zwrotka 1: Kazior]
Blok, parter, palę, gdzieś tam, na bezprzypale
Tak niech lepiej zostanie, lepiej pójdzie to zjebanie
Wtedy stres, co zjebanie, zjada mnie strasznie
Strasz mnie, znam bajzel i nie lękam się
Halloween, jak zawsze, cukierek albo psikus
Słodko, albo piskus, to psy na chodniku
Jak kłusem biegną, kłusują na zwykłych typów
Ze streetów, bez kitu, znam w kurwę takich przygód
Nie znam jutra, wita styl życia, gdzie niepewne dzisiaj
Chywtam bucha ze splifa i tak mija pewna chwila
Jestem pewien tylko chwil, perspektywa burzliwa
Burza z piorunami razi, się narażam, rozkminiasz?
Bo za każdym razem, razi ten pierdolony przypał
Razem raźniej, ale tutaj ten iloraz to lipa
Które korzenie w biznesie, nie każ się wpieniać dzisiaj
I tak dostaję z liścia, jak w przód się wychylam
[Zwrotka 2: Roka]
Wyobraź sobie tysiąc osób w jednym domu
W chacie z sosnowych pni, bez piorunochronu
Setki samotnych dni, choć sąsiad centymentr obok
Pewnie nieraz milczy i sad nad głową
Rząd słał im niewiasty, na tak zwane zaludnienie
Mieli fart, bo podobno wybierał je sam pan premier
Lecz, gdy żołądek się kurczy, dzień coraz krótszy
Nawet Mes by wiedział, że nie wystarczy zadupczyć
Ciekawe, co powiedziałbyś na to wszystko
Głód, mróz, krew, tęsknota za ojczyzną
Hm, masz problem, gdy choć jedno z nich cię dotyka
I jak oni masz dni, gdy marzysz o przewodniku
Mądrzy ludzie dla głupich pieniędzy żyły wypruwają
Nikt nie ma czasu myśleć o zbawieniu kraju
Nie zasypiaj, choćbyś miał otwarte w pół oczy
I o brzasku wypatruj czarnych ptaków z północy
[Zwrotka 3: Tymi Tyms]
Chcę być w raju na haju, brak umiaru to mój grzech
Brak powagi też, lecz ja prowadzę grę
Także podbijam stawkę, mam otwarty cel
Jak nie zagram, to nie wygram, tyle wiem
Gdzie gonią, albo biorą, albo gonią żeby brać
Pazie kleją się do szmat, co nie stały obok dam
Gra ustawiona dla nich, i tak będą chlać
Ot, taka otoczka do rozdawanych kart
Mam zrobić numer życia, nim ono przeminie
Po sobie zostawię więcej, niż parę suchych linijek
I opowiem w nich jak żyję, jak oni żyją
O tobie, o sobie, jak jest i jak było
Jak brakowało sił, ludzi, słów
O tym co nas miało dobić, a zahartowało w chuj
Ja na rozstaju dróg, nie w nastroju do żartów
Uważam na każdy ruch, w tej grze nie ma rewanżu
[Zwrotka 4: Bogu]
Jest zimno, mimo, że środek lata
Mamy wszystko, a jednak łapię się na brakach
Jest ci przykro, przepraszam
Musimy iść, bo nie wypada się już zawracać
Mamy cel na końcu świata, tam gdzieś
Złap mnie za rękę i pognaj z nami tam, hen
Albo tylko ze mną i olejmy resztę
Spróbujmy razem szczęścia w jakimś innym mieście
Miałem plany, inne plany teraz mam, jebać plany, man
Jak zagramy, tak zagramy, najpierw karty daj
Rozłóż wszystko przed siebie, nie chowaj ran
Mamy tylko jeden strzał, więc wyceluj jak najlepiej
Celuj w serce, tak najbardziej boli
Celuj tak, by zabić, nie będziemy się pierdolić
Wszyscy przestaniemy kiedyś stawiać kroki
A jednak odejdziemy w ciszy, zostając wśród swoich [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]