Wy, którzy chcecie przeżyć moją śmierć,
Czekając egzekucji niecierpliwie,
Gdy już zaskrzypi szubieniczna żerdź,
Nie śmiejcie się z wisielca pogardliwie
I nie rzucajcie przekleństw pod zapadnię,
Nie chciejcie okrutniejsi być niż kat,
Bo chociaż ja na tamten idę świat,
Wiem komu na tym podle żyć wypadnie.
Wy, którym ciągle się bezkarność śni -
Błagajcie Boga, by przebaczył mi.
Gdy spadnie deszcz pocieknie trupi sok,
Bo z martwych ciał brud z tłuszczem zawsze spływa.
Ten, kto miał chciwy, pożądliwy wzrok,
Poczuje jak mu oko kruk wyrywa,
Tym okiem na wiszące spojrzy sadło
I swego ścierwa będzie brzydził się,
Lecz wkrótce ptaki też rozdziobią je
Jak końskie łajno, co na drogę spadło.
Ach, bracia, czemu każdy z przestróg kpi?
Błagajcie Boga, by przebaczył mi.
Dziewczyny tak żałośnie tanie,
Że kurwiąc się na chleb nie macie.
I wy, wytworne, dumne panie,
Co mężów do nich posyłacie.
Wyrzutki, męty wszelkiej maści,
Złodzieje, zbiry żądne krwi,
Z szaletów miejskich pederaści,
Was proszę też: przebaczcie mi.
A wy, przeklęte sukinsyny,
W mundury strojni, zbrojni w pały,
Wy, których bohaterskie czyny
Tak wielu wolność odebrały,
Wy też żyjecie dzięki zbrodni,
Z was także sprawiedliwość drwi,
Jesteście do mnie tak podobni,
Więc, proszę was: przebaczcie mi.
Żelazny, ciężki młot niech owszem skruszy
Stwardniałe serca oraz tępe łby -
Wyrzucić chcę was całkiem z mojej duszy,
Lecz póki czas przebaczcie mi.