[Zwrotka 1]
Moje życie to zmaganie ze wszystkim i każdym
Pisze list jakbym pamięć niszczył i tłamsił
Bo mój rap to błaganie słyszalne w wyobraźni
Bit to kamień, którym rzucą tamci
Rok w okopach, w uszach świszczą kule
Gdybym chciał to bym uciekł, może kiedyś spróbuję
Gdybym chciał to bym został, ale myślę o tym
Bo już nie wiem czy moją jest religia wojny
Cały czas w opozycji inaczej niż wszyscy
Znoszone ubranie, nie imponuje blichtr mi
Bliscy z oddziału noszą blizny od strzałów
Bo jak kochać to tylko kurwa raz i na zabój
Obcym mówię, nikt nie rozumie
Ciągle pluję, jak Stitches wydziaram se spluwę
Póki co mój kevlar to bycie chujem
A jak muszę się rozerwać to jak po dum-dumie
Bez dowódcy błąkam się zdziczały
Idę na pewną śmierć na, człogi z granatami
Liczę, że ten list zostanie przeczytany
Póki co liczę dystans do polowych szpitali
[Zwrotka 2]
Póki co nawet z braćmi się na prawdę nie znamy
Ważne, że ich ciałem zasłaniam przed kulami
Póki co nawet z nami jest coraz trudniej
Pójdź na wojnę z rozumem, to moze zrozumiesz
Póki co ten kamuflaż się dobrze sprawdza
Krew na ustach zdeptana biała flaga
Być mną to się zmagać, wybór hańba lub wojna
Wybierasz hańbę wojna i tak cię czeka
Przyszedł czas by tu w końcu posprzątać
Na koniec jak Churchil cygaro zwycięstwa
Mój rap - próba męstwa, próba charakteru
Próba wody, igły, wagi, łez i papieru
I przetrwało niewielu w mackach szaleństwa
Jak wygramy to lizać rany zejdziemy do piekła
Mój rap moja mekka, choć nie klękam na wschód
Moja ręka odciśnięta na pętlach samozwańców
Podły nastrój lecz jak ma być inaczej w boju
Kiedy piszę ten list, stoję we wstydu ogniu
Żywi mnie nadzieja, choć kiszki grają bitem
że go znajdziesz i ze zrozumieniem przeczytasz