Ta Brudna Miłość w oparach knajp Kwitnie jak plama na obrusie Zaduch popielniczkowych warg Próbuje w kącie cicho usiąść. Brudnej miłości wystarcza kac Przepity głos i uśmiech brudny I kłamstwo powtarzane od lat Że pięknie jest a będzie cudnie... I odnajduje miłość ta Jak kura co swe ziarnko chwyta
Muśnięcie warg w godzinach zła I o nic więcej nikt nie pyta Potem starganych włosów znój Jak zdartą kieckę oporządza Bo nic nie przyniósł nocny bój Ani uczucia ni pieniądza Brudnej Miłości nigdy dość Lekkości słów co wiecznie kuszą Do zadymionych wraca knajp Gdzie znów próbuje w kącie usiąść!