Odkopywaliśmy miasto Pompeję
Jak się odkrywa spodziewane lądy
Gdy okiem ludzkim nie widziane dzieje
Jutro ujrzane potwierdzą poglądy
Z których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje
W miarę kopania miejski cień narastał
Jakbyśmy wszyscy wracali do domu
Wjeżdżając wolno w świt wielkiego miasta
Cicho, by snu nie przerywać nikomu
Tylko pies szczekał i łańcuchem szastał
- Czemu pies szczeka, rwie się na łańcuchu?
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy, pyta niewolnika
- Pies szczeka, bo się boi wielkiego wybuchu!
Bzdura. Na chwilę przerwij, bolą kości
Co z poetą, którego rozkazałem śledzić?
- Nic nowego meldują podwładni z ciemności
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności
- Czemu pies szczeka, targa się po nocy?
Tej, którą objął twarz znieruchomiała
- Bzdura, może chuligan trafił kundla z procy
Mruczy, chce wydobyć uległość z jej ciała
Ale ona w oknie utkwiła już oczy
- Ziemia drży czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha - to drżą członki moje!
Świat nie zginie dlatego, że bydle zawyło
Odwraca jej głowę i długo całuje
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu
- Czemu pies szczeka, słychać w całym mieście?
Więzień szarpie kratę, czuje duszny powiew
- Strażnicy otwórzcie! Ludzie, gdzie jesteście?
- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono
- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
- Czemu pies szczeka, patrz jak płonie niebo
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro
Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza
Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza
Biegnę, jak ciężko! Powietrze spalone...
Psa, który ostrzegał, nikt nie spuścił z łańcucha
Zastygł, pysk otwarty, łapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiem
Ulice, stragany, stadiony sklepienia
Wtem słyszę szmer
Pada z nieba popiół...
A to się tylko obsunęła ziemia
Pod czyimś szybkim nierozważnym krokiem