[Verse 1: Boppsley]
To ostatnie pożegnanie nasze, nie zobaczysz więcej mnie kochanie , zanim świt nastanie
To nie granie na czekanie, bo nie ma już na co czekać, to historii naszej kraniec
Wiem jak uderza to w banie, ale już nie wchodzę w te relacje i Ciebie, a ciało twe znam na pamięć
I mam od tego już zamieć , czasami gubię się i sam siebie mamię, że może już tak zostanie
Ale nie wiem już sam co myśleć, nie wiem już sam co myśleć mam i pcham to gówno w przód
Po prostu, sam czuję, że jakoś tu radę dam, choćby pękł mi na dupie ten wrzód to nie pęknę ja
Będę nadal ten sam , i ten sam wózek pchał, konsekwentnie, toczył koło yin-yang, aż klęknie – świat
[Verse 2: Boppsley]
Ale nie wszystko jest tak kolorowe jakbym chciał
I jak układałem sobie w głowie
Mam jeszcze serce, które wciąż jest przy Tobie
Wciąż do Ciebie ciągnie, rozerwany na pół - tonę
Już po mnie chyba utonę
W morzu cierpienia i bitew ze samym sobą
Mam dość sporo za sobą i wciąż tęsknię za Tobą
Choć rozum podpowiada by odsunąć Cię, to serce nie chce bić bez Ciebie, - przegrywam ze sobą
To jak walka z wiatrakami, tyle że Ty siedzisz na nich, a ja za nic nie mogę dosięgnąć ich łopat granic
Jeszcze kilka miesięcy temu nie mogłem sobie życia z Tobą wyobrazić
Aż dziś bez Ciebie
Jedno serce, jeden rozum - mam, jeden organizm, dwie osoby - My, przydepnięci życiem
Lecz czy przegrani? na pewno już nie tacy sami
W doświadczenie bogatsi, ciągle z szansą, więc gramy