Czasem są takie dni, gdy wszyscy mówią mi, że nie jest dobrze
I są takie dni, gdy naprawdę czuję się podle
[Hook x2]
To jest zła karma, w głowie huk armat
Wódka jest zimna, ej, polewaj barman
Tam gdzie drzewa są zielone lecę w krainę złudzeń
Na etylowych skrzydłach z moim demonem stróżem
[Verse 1: Hukos]
W życiu piękne są tylko chwile jak śpiewał Riedel
Nim znajdę swoją wyspę, przepłynę morze pomyłek
Samotność to taka straszna siła
Znowu wracam do domu i wita upiorna cisza
To smutne, jak mężczyzna pije samotnie wódkę
A jego marzeniem jest być w gabinecie luster
Strach w oczach pijaka, gdy świt zastał go za stołem
Oślepia słońce zza przysłoniętych rolet
Nocne rajdy po ulicach, Hukos - pijany Kubica
Orbit w mordę, by nie wyczuła nic policja
Znów wypiłem na chwilę, na świat patrze z wysoka
Znam Boga, politykę i fraktale Mandelbrota
Poranek jak spadanie z wysokiego konia
Znów nie umiem powiedzieć "przepraszam", "przyjaciel", "kocham"
Relacje międzyludzkie w rodzinnym domu
Coś na kształt interakcji wolnych elektronów
Trajektorie naszych planet nie mają punktów stycznych
Okopani słabościami, na bliskich wygrywać bitwy?
[Hook x2]
[Verse 2: Ten Typ Mes]
Ej, armaty grzmią, jakiś garbaty gnom mną targa
Ej, głowa mi pęka jak na ścianie stara farba
Na szyi mam szminkę, palce pachną dziwnie
Telefon nieodebrany, nie przeczytane - nie milknie
Mordę mam spuchniętą jak na klipie "Dwa Pięć"
Lecz teraz leżę sam i nikt nie robi zdjęć
W najciemniejszym kącie cienia drugiej strony medalu
Tam właśnie zdycham skulony po tęgim balu
I po nitce do kłębka, chodnikiem do sklepu
Mogę iść po klin, lecz usiłuję nie pójść
Gdy lecę łukiem muszę w końcu wyjść na prostą
Wielodniowe zakręty - z tego trzeba wyrosnąć
Moje skrzydła z etykiet, kapsli i banderol
Niosły mnie wysoko, chcę już wylądować cholera
Jestem dętką, flakiem, wrakiem, złym chłopakiem
Z obowiązkiem na bakier, świat przywitam f**iem
[Hook x2]
[Verse 3: Hukos]
Jestem gówniarzem wbrew wszystkim, bardzo głodnym życia
Na talerz nałożę więcej niż przetrawią jelita
Chociaż nie mieszkamy vis-a-vis, drzwi w drzwi
Widzimy się siedem dni, znowu idziemy pić
W naszym kalendarzu - to nie Pirelli, pomyśl
Wszystkie dni oznaczone są kolorem czerwonym
Raczej autodestrukcja niż samouwielbienie
Nawet martwe drzewo nadal posiada korzenie
Ile jeszcze Ci wyślę pocztówek znad krawędzi
Z krainy socjofobów, z podróży przez własne lęki
Każdy z nas mógł być diamentem z ulicy teraz
Lecz nie każdy trafił w ręce jubilera
Umiem ranić, pić wódkę, rozdrapywać rany
Jeśli uczą nas błędy, to nie zdam do drugiej klasy
Ty nie będziesz mną - to kwestia genotypu
My to suma niedoskonałości naszych rodziców
[Hook x2] [Tekst - Rap Genius Polska]