Znajomi myślą, że zmieniłem się Bo nie chce żyć jak liść na wietrze Nie wiedząc gdzie poniesie mnie Nauczyłem się odmawiać i wiem wreszcie Co w tym pieprzonym życiu tu jest dla mnie najważniejsze To na pewno nie ten hajs i wychlane litry Zataczanie się co dnia, oby więcej nigdy Imponowali mi koledzy, chciałem być jak oni Dzisiaj to ja im imponuje i pasuje to mi Spotkałem raz pewne zakompleksione dziecko Które bało się życia, bo w domu przeżyło piekło Jedyne co widziało przed sobą to strach i ciemność I czasami myślało by wejść na dach i jebnąć Lecz nigdy tego nie zrobiło i nie zrobi Postanowiło wyjść na przekór i chwycić byka za rogi By dawać ludziom to, co samo traciło Dzisiaj już wiem, że chce dzielić się wiarą i siłą, bo Bo to dziecko to i sam nie wiem dlaczego Pisałem to w trzeciej osobie, jakbym wstydził się tego I teraz wiem, że tu nie ma dla mnie nic innego Jak ten mikrofon i to szczere nawijanie do niego I cokolwiek się stanie, ja nigdy nie przestane
Spójrzcie na moje dłonie, położyłem serce na nie I byłem tylko marnym tłem na pierwszym planie Czekając co przyniesie jutro w opłakanym stanie Ref Czasami czułem się jak poszarpane płótno Tworząc obraz tego co przyniesie jutro Bałem się, że nowy dzień będzie jak lustro Dziś wiem, że to wszystko, to wszystko na próżno Tak trudno jest mi dzisiaj zdefiniować siebie Lawiruje, wciąż szukając jakiś znaków na niebie Chce dziś tylko móc już załagodzić pragnienie I obrać właściwy kurs w pogoni za marzeniem Stojąc na rozdrożu dróg, miałem do wyboru Zaakceptować szary świat, lub nadać mu kolorów Oswoiłem ból i dzisiaj jestem jak dowód Na to, że nie wszystko co złe musisz wynieść z domu I mam świadomość gdzie to poszło I jeśli nie zdążyłem z czymś na teraz To pewnie zdążę z kolejną wiosną Bo mam tu jeszcze coś do udowodnienia A to co było kiedyś, dziś już dla mnie nie ma znaczenia